Science Fiction Double Feature – (bardzo) stare filmy o technologii

Jeśli nie przeczytaliście, ale bezwiednie zanuciliście tytuł niniejszego artykułu, w niezbyt wyszukany sposób nawiązujący do intro kultowego musicalu Jima Sharmana – Let’s do the time warp again! Wiadomo, że (techno)koty najbardziej lubią chodzić własnymi ścieżkami – dlatego dziś zapraszam Was w bardzo osobistą, sentymentalną, duchologiczną podróż po początkach science fiction w filmie.

5. Fritz Lang, Kobieta na Księżycu (1929)

Ekspresjonizm niemiecki to mój ulubiony okres w historii kina i uważam, że Fritz Lang jest jego najwybitniejszym przedstawicielem. Kobieta na księżycu to jednak projekt nietypowy – zdecydowanie mniej groteskowy niż Gabinet doktora Caligari i mroczny niż Zmęczona Śmierć. Film, do którego scenariusz napisała żona Langa, Thea von Harbou, stanowi ciekawe połączenie dwóch gatunków: thrillera i science fiction. Kryminalna intryga z melodramatycznym twistem, połączona z wizjonerskimi (moim zdaniem) wyobrażeniami podróży człowieka na księżyc, przez niektórych krytyków filmowych uznawana jest za przestarzałą, naiwną i nudną. Ja jednak uważam, że Kobieta na Księżycu będzie doskonałym wprowadzeniem do maratonu (bardzo) starych filmów o technologii – zarówno ze względu na prostą do zrekonstruowania fabułę (a z filmami niemymi naprawdę różnie to bywa), jak i na ciekawą scenografię. Oczywiście, jeżeli obejrzeliście chociażby Marsjanina Ridleya Scotta, sceny biegania po pustyni (znaczy się, po Księżycu…) w butach na platformach i krótkich spodenkach na pewno skwitujecie uśmiechem pełnym politowania. Nie zapominajcie jednak o tym, że film ma prawie 90 lat, Fritz Lang był ogromnym fanem technologii i interesował się kosmosem, a nawiązania do jego utworów zawarto na przykład w jednej z najważniejszych (postmodernistycznych) powieści sci-fi, Tęczy grawitacji Thomasa Pynchona.

 

 

4. David Butler, Tylko sobie wyobraź (1930)

Stanisław Lem w Fantastyce i futurologii pisał, że kto próbuje zgadywać przyszłość, naraża się na śmieszność. Z tego rodzaju (jednakże – świadomie!) zabawną fantastyką mamy do czynienia w musicalu-wodewilu Tylko sobie wyobraź. Twórcy pierwszego nominowanego do Oscara filmu sci-fi postanowili podjąć (dziś niezwykle popularny) schemat fabularny podróży do przyszłości, rozpropagowany przez znaną książkę H.G. Wellsa, Wehikuł czasu (1895). Tylko sobie wyobraź przedstawia perypetie „odmrożeńca” (kto czytał Kongres futurologiczny Lema, ten z pewnością pamięta to określenie!) Single O, który zostaje wrzucony w fantastyczną rzeczywistość Stanów Zjednoczonych roku… 1980. Futurystyczna wizja Butlera zyskuje na komizmie, gdy bohaterowie musicalu wylatują na Marsa, gdzie przeżywają kolejne widowiskowe przygody – oczywiście brawurowo odśpiewane i wytańczone. Jeśli zastanawiacie się, z jakich tekstów kultury czerpali Dukaj, Zajdel, Asimov i współcześni reżyserzy filmowi – koniecznie powróćcie do przeszłości i poznajcie tę klasykę kinematografii!

 

 

3. Jakow Protazanow, Aelita (1924)

Aelita to film niezwykły i pionierski. Śmiem twierdzić, że gdyby nie nadprzeciętna wyobraźnia Protazanowa, cały nurt fantastyki socjologicznej mógłby nie zaistnieć w znanej nam dziś (i raczej lubianej) formie. Najbardziej oryginalnym pomysłem twórcy kultowego radzieckiego filmu było demaskowanie wielopoziomowych iluzji, z którymi ma do czynienia główny bohater, inżynier Łoś. Chociaż akcja Aelity (rzekomo) rozgrywa się na Marsie, historia kosmicznej rewolucji bezpośrednio czerpie z historii ZSRR. Nie ukrywajmy: w zamierzeniu Aelita miała przede wszystkim pełnić funkcje propagandowe. Jeśli jednak podejdziecie do sprawy z odpowiednim dystansem lub (tak jak ja) z przyjemnością obejrzeliście Pancernik Potiomkin Eisensteina, to z pewnością przeżyjecie ten komunistyczny przewrót na Marsie. Aelita jest bowiem przede wszystkim przejmującą, intelektualnie dojrzałą i artystycznie przemyślaną dystopią – czyli wizją przyszłego nieidealnego świata.

 

 

2. Georges Méliès, Podróż na Księżyc (1902)

Georges Méliès był jednym z pierwszych reżyserów filmowych, którzy zaczęli używać ruchomych obrazów do tworzenia bardziej rozbudowanych narracji. Jego spektakularne widowiska nawiązywały do tradycji wodewilu, feerii i skeczy iluzjonistycznych. Podróż na Księżyc to bez wątpienia największy sukces Mélièsa, który do stworzenia pierwszego na świecie filmu science fiction wykorzystał wyłącznie narzędzia teatralne: dźwignie, zapadnie, saletrę (duuuuużo saletry) czy ręcznie malowaną scenografię. Zaledwie kilkuminutowy, niemy film francuskiego reżysera opowiada o podróży grupy naukowców na Księżyc. Międzygwiezdni wędrowcy bronią się przed agresywnymi mieszkańcami Księżyca. Oczywiście, Podróży na Księżyc bliżej jest do kabaretowego skeczu niż do Gwiezdnych wojen – dlatego bitwa Ziemian z kosmitami polega na… pojedynku na parasole. Nie ulega jednak wątpliwości, że do dziś na dzieło Mélièsa patrzy się jak na cudowny, abstrakcyjny obraz.

 

 

1. Fritz Lang, Metropolis (1927)

Metropolis Fritza Langa to mój ulubiony film wszechczasów. Pomimo sędziwego wieku arcydzieło niemieckiego ekspresjonisty dotyka wciąż aktualnych problemów, korzystając przy tym z motywów od dawna obecnych w kulturze (upadłej kobiety, kukły-robota), wyciągając z nich całe spektrum możliwych znaczeń. Metropolis opowiada o konflikcie dwóch warstw społecznych futurystycznego świata – dzięki czemu doskonale wykorzystuje konwencję dystopii, stanowiącej drugą stronę utopijnego medalu. Pozorny dobrobyt i eudajmonia (spełnienie wszystkich fizycznych i psychicznych potrzeb uprzywilejowanych mieszkańców Metropolis) okupione są ciężką pracą klasy robotniczej. Metropolis to jednak przede wszystkim opowieść o nadziei. Przesłanie filmu, które będę potrafiła wyrecytować z pamięci każdego dnia do końca życia, brzmi: „between the mind that plans and the hands that build there must be a Mediator, and this must be the heart”.

 

 

 

 

Chociaż w piosence z Rocky Horror Picture Show  (która ze względu na ilość intertekstualnych odniesień powinna stanowić kompendium dla fanów fantastyki) nie pojawiają się nawiązania do wybranych przeze mnie tytułów, żadnemu entuzjaście technologii nie powinny umknąć poniższe arcydzieła sztuki filmowej. Ile z wybranych przeze mnie filmów widzieliście? I za pominięcie jakiego klasyka najbardziej powinno mi się oberwać po łapach? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *