Fikcyjne życie na „insta”

Myślę, że dla niektórych wcale nie będzie to news na miarę odkrycia Ameryki. Dla mnie jest, bo żyję w swoim świecie, który zamyka się na tak głupie zachowania.

Małe kotki czy schabowy?

Jeśli to czytasz i jesteś na portalu o technologiach, zapewne masz też konto na Instagramie. Może masz konto tematyczne, nie wiem, zdjęcia kota tam wrzucasz. Może Twoją pasją jest gotowanie, więc wrzucasz schabowego. A może jesteś mamą i wrzucasz tam zdjęcia swojego dziecka? Jeśli z umiarem, a nie tak jak pisała Kamila, to żaden problem. A może lubisz zachody słońca i właśnie takie zdjęcia znajdziemy na Twoim profilu? Może prowadzisz swoją markę i pokazujesz potencjalnym klientom, jakie usługi oferujesz? Wszystko super.

Lajki, lajeczki

No wiadomo, każdy cieszy się kiedy jego zdjęcie nie pozostanie bez odzewu. Kiedy pojawiają się lajki i komentarze, są cenne jak złoto. Wiecie, to miłe kiedy zdjęcie w które włożyliśmy często sporo pracy czy serca, zostanie docenione i w jakiś sposób skomentowane. Ale nie wszystko złoto, co się świeci… Do napisania o tym zainspirował mnie profil warszawiakzwarszawy i zdjęcie które zobaczyłam.

Autor zrobił tu – jak sam określił – polowanie, na hasztagi związane z dziećmi, rodzicielstwem i wszystkim, co mogłoby zwabić #instamateczki.

Pomyślałam sobie: „Nie, to niemożliwe, na pewno nie będzie tam botów, a przynajmniej nie będzie ich dużo.” Och, jakże się pomyliłam. Wiecie czyją matką jest nadzieja? W tym przypadku – moją.

O, ja głupia i naiwna

Weszłam w komentarze i zgłupiałam. Autentycznie. I znowu – dla niektórych nie będzie to nic dziwnego, bo może sami z botów korzystają, a może po prostu wiedzą, że coś takiego istnieje. Ja jednak wrzucam na Instagram zdjęcia właśnie tych wspomnianych zachodów słońca, czy chwil które udało mi się uchwycić i chciałabym zatrzymać je na zdjęciu. Tak wiecie – po prostu.

Daj mi lajka, ja dam ci serduszko

Te komentarze mają się jednak do całego postu, jak pięść do oka. Nikt nie wmówi mi, że są prawdziwe. Co zrobić… Dziwi mnie to tak samo, jak „nagrody” rozdawane przez influencerów – „Wejdź do mnie i pod ostatnim zdjęciem zostaw emoji z ulubionym owocem, a ja wejdę do ciebie i zostawię ci serduszko.” Serio? Co to za nagroda? Kocham technologię, dała nam ona niezliczone możliwości, ale naprawdę zaczynamy sprzedawać swoje lajki, podniecać się tym, że de facto bot, a nie rzeczywista osoba polubiła nam zdjęcie? A później co, zrobimy screena i wyślemy do koleżanki mówiąc: „Ej, Grażyna, zobacz, sławna osoba na Instagramie polubiła mi zdjęcie! Aaa!”.

Nie od dziś

Po zobaczeniu tego wszystkiego, zastanowiłam się czy na swoim koncie spotkałam się z czymś takim. Owszem, ale na znacznie mniejszą skalę i jak możecie zobaczyć, już jakiś czas temu.

I o ile komentarz „Zapraszam też do odwiedzenia mojego instagrama” od razu traktowałam jako Crtl+C, Ctrl+V, tak inne? Myślałam, że ktoś naprawdę wszedł w moje zdjęcie, zobaczył je, spodobało mu się i zostawił komentarz. Idiotka ze mnie, wiem. Cóż, ale ja oceniam ludzi swoją miarą, skoro ja tak robię, komentuję rzadko, ale wtedy kiedy coś naprawdę mi się podoba – to inni robią dokładnie to samo. Powiedzcie mi zatem proszę, że nie ma botów używających imienia osoby do której należy konto, bo ten jeden komentarz traktuję jako nie-bota.

Aaaaa sprzedam lajki i komentarze, tanio

Zrobiłam szybki research do tego tekstu i trochę mnie to zniszczyło… Tak, wiedziałam że istnieje sprzedawanie kont, że można kupić lajki czy followersów. Jednak zakładałam, że przecież nikt kogo obserwuję tak nie robi, bo to poważne konta, prowadzone przez poważnych ludzi. Mam nadzieję, że nie opluliście teraz monitora ze śmiechu. Chociaż nie, możecie, bo sama to zrobiłam czytając opisy aukcji na najpopularniejszym serwisie aukcyjnym.

„Konto idealne dla kogoś kto chce prowadzić swojego bloga, sprzedawać coś przez internet, zarabiać jako influencer itd.”

Gdybym mogła wrzucić tu emoji, była by to ta, która uderza się w głowę, bo tak się biedna załamałam.

Byznes for byznes

Nie szukając wcale dalej, znalazłam profesjonalnie wyglądającą stronę, oferującą usługi „promowania waszego konta na Instagramie”. Ktoś miał łeb jak sklep, założył firmę, która zarabia na tym, że ktoś też chcę zarabiać. Logiczne.

Mnie to przeraża. Sami musimy się zastanowić, co jest ważne. Chyba zachłysnęliśmy się za mocno liczbami, a nie patrzymy na jakość relacji. Na to samo zwraca uwagę autor „polowania”. Szczerze mówiąc, mam nadzieję że nie poprzestanie na tym jednym, mam też nadzieję, że dotrze to do dużej ilości osób. Świat social media coraz częściej opiera się wyłącznie na liczbach, a nie relacjach. Zastanówmy się czy chcemy być tego częścią, czy jednak coś zmienimy.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *