Ryzen 2400G, czyli PC bez karty graficznej — czy to ma sens?

Używałam laptopa przez dwa lata i nie mam zamiaru wracać do tego punktu. Jest 2018 rok, a ja dalej lubię mieć budę, przykutą do biurka, która nie służy do grania, a do pracy. Dlaczego? To historia na inny raz. Teraz przedstawię Wam to, co mam w środku obudowy (a jest tego niewiele) i czy to daje radę, tak realnie, bo Ryzen to coś wciąż nowego.

Wymagania

Założenie mojej budy było proste: ma być tania i nie gorsza od mojego laptopa. Miał on kartę graficzną Nvidia GTX 840M, 8 GB RAM-u (tak, tak się da żyć) i Core i5 trzeciej generacji. Sama karta graficzna była prawdopodobnie uszkodzona (ups, laptop mi upadł) i notorycznie zdarzało się, że coś glitchowało lub komputer się sam wyłączał. Świetne atrakcje, szczególnie w dniu releasu.

Pracuję w domu, ten sprzęt jest więc również moim narzędziem pracy. Wymagam zatem, żeby działał na nim Illustrator bez problemów, Chrome z dwudziestoma kartami, uruchomiony Wamp i edytor kodu. Gdzieś tam czasem git czy node. A, jeszcze wiecznie włączony Skype do komunikacji oraz Google Drive do synchronizacji całego mojego życia.

Poza pracą potrzebuję mieć Origina i Steama. Tam w środku Battlefielda 3 którąś część Simsów, Prison Architecta i czasem jakiś śliczny tytuł Artifex Mundi, którego jeszcze nie przeszłam. Widzicie więc, pecetowy gejmer ze mnie pełną gębą.

Pokaż kotku, co masz w środku

Obudowa mojego komputera jest brzydka, czarno-czerwona i, szczerze mówiąc, kierowałam się tu prostym kryterium: ma mieścić podzespoły normalnej wielkości i mieć okienko. Jeśli śledzicie mnie na Twitterze czy Instagramie, to pewnie widzieliście, że aktualnie, po trzech tygodniach stania u mnie na biurku, jest już cała obklejona naklejkami i wygląda bosko. Pomysł spontaniczny, a ładnej budy Zalmana czy Cooler Mastera byłoby mi żal zakrywać.

Przez szybkę widzę płytę główną Asusa, ROG Strix B-350F, ślicznie pulsującą kolorami tęczy. Ta płyta główna to małe arcydzieło i nie mogę się na nią napatrzeć. Procesor już znacie – AMD Ryzen 2400G ze zintegrowaną kartą graficzną Vega 11. Stockowy cooler i niestety 8 GB RAM-u Cruciala w jednej kości, bo już nie chciałam się wykłócać ze sklepem, gdzie zamawiałam podzespoły. Nie ma tego złego – teraz szybciej się zmotywuję do podbicia pamięci do 16 GB. Karta Wi-Fi, znów Asusa, i dysk z WD, jedyna rzecz, która została mi ze starego komputera.

Całość zasila Cooler Master – z przepięknym okablowaniem – o mocy 650 watów. Tak, w tej chwili mocno na wyrost.

Windows 10

No tak, skoro składam budę, to jest spora szansa, że nie używam macOS, ale jednak to podkreślę: korzystam z Windowsa 10. Przez chyba ostatnich pięć lat, jeszcze zanim Windows 10 był oficjalnie dostępny, korzystałam z programu Insider Preview, w którym dostawałam wcześniejsze wersje systemu. Aktualizacje wychodziły średnio raz na tydzień i na laptopie, jak i poprzedniej budzie (na Intelu) wszystko działało bez zarzutów. Tutaj niestety Insider się nie sprawdził i po dwóch tygodniach jestem na stabilnym buildzie. Trochę mi smutno, ale cóż.

Sterowniki instalowane ze stron producentów. W BIOS-ie VRAM podniesiony na 1 GB (można podnieść na maksymalnie 2). Wszystko działa.

Środowisko do pracy

Illustrator działa tu świetnie. W sensie, dobra, działa tak samo, jak działał na moim laptopie, czyli radzi sobie ze wszystkim, co w niego wrzucę. Czy to .pdf na kilkanaście stron, czy setka ikonek na oddzielnych planszach, czy .psd z dziesiątką warstw. Działa. Czasem muszę poczekać, gdy zarzucam jakiś efekt na duży obiekt, ale przyzwyczaiłam się już do tego. Więcej pamięci z pewnością załatwiłoby sprawę.

Photoshop jest średnioużywalny. Po wyjęciu Ryzena z pudełka i włączeniu programu po raz pierwszy dostaniecie informację, że macie za mało pamięci na grafice, opcje związane z 3D są więc wyłączone. Zabolało? Czekać Was będzie trochę googlania, gdzie w BIOS-ie zwiększyć RAM, bo co program do BIOS-u, to gdzie indziej będzie to zakopane. Później, otwierając taki plik .psd ważący ponad 1 GB, Wasz komputer zacznie się krztusić, ale da radę. Pogłaskacie go wtedy po budzie, już tylko cicho przeklinając pod nosem okazjonalne przycięcia.

Cała reszta działa bez zarzutów. Chrome z dziesiątkami kart, aplikacje do pisania, Skype i co Wam jeszcze przyjdzie do głowy. Przeglądarka to u mnie najcięższa z aplikacji, poza Photoshopem, którego nie mam i nie potrzebuję używać przez 90% czasu, i Illustratorem, który jest otwarty prawie non stop.

Typowy zestaw otwartych w ciągu dnia aplikacji to: Chrome (Tweetdeck, Facebook, Discord, 2 x Gmail, Google Docs, Google Chat i Zeplin + przypadkowe aktualnie potrzebne karty), Illustrator, Sublime Text 3, WinSCP, w tle VPN Unlimited/Open VPN, Wamp, Git GUI/Git Bash, Skype. I to działa. Nie wiesza się, nie muli. Jasne, Illustrator się uśpi, jak przez pół godziny nie zajrzę, ale po pół minuty jest znów używalny. Dla mnie jest to niezły wynik.

Gry

Jak już wiecie, nie gram na PC w tytuły AAA. Od tego mam konsolę. Wskakuję więc tylko czasem na kilka rundek Mistrza Broni w Battlefield 3 czy całą noc z Simsami lub Prison Architectem, ekhm. O ile Simsy działają na każdym sprzęcie, o tyle Prison Architect na moim laptopie w jego najgorszych chwilach nie chciał działać. Po prostu się nie włączał, a jeśli się włączył, to klatkował. Był to błąd „czegośtam”, nawet nie wnikam czego, bo według specyfikacji powinien działać nawet na zintegrowanym Intelu. Battlefield 3 to inna historia i na laptopie nie dało się w niego grać.

Ryzen 2400G z tą swoją zintegrowaną Vegą 11 pozwala mi uruchomić grę na Ultra. Tak, ustawia się domyślnie. W kilku miejscach zrzuca opcje do medium, ale jakość tekstur i cieni jest na maksimum. Mam wtedy stabilne 30-35 klatek. Do 60 daleko, ale przyzwyczajenie z konsoli sprawia, że wolę to ustawienie niż niższe tekstury i więcej klatek.

Dla porównania, nowsza Arma 3 na medium wyciąga 25-30 klatek. The Sims 4 – 60 na najwyższych ustawieniach, ale to akurat marny wyznacznik.

Możemy więc spokojnie przyjąć, że jeśli jesteście niedzielnymi graczami, którzy odświeżają kupkę wstydu, to taki podstawowy Ryzen ze zintegrowaną kartą Wam wystarczy. VRAM można jeszcze podkręcić do 2 GB, ale u mnie się to nie sprawdziło – pewnie przez małą ilość pamięci.

Werdykt

Do takiej pracy jak moja, gdzie oprócz kodu trzeba czasem jeszcze pobawić się wektorową grafiką czy zerknąc na Zeplina, by zakodować coś zrobionego w macowym Sketchu — jest dobrze. Pole do rozbudowy takiego komputera jest ogromne. Więcej pamięci czy karta graficzna to już niewielki koszt w porównaniu z całym komputerem i można to odłożyć na później. Jeśli więc chcecie złożyć budżetową budę — rozważcie na poważnie takiego Ryzena. Nawet jeśli wcześniej korzystaliście tylko z Intela, to ten procesor Was nie zawiedzie — nie żre prądu jak głupi, a za swoją cenę oferuje naprawdę sporo.

PS: Jeśli będziecie patrzeć na moją płytę główną, pamiętajcie, że nie ma ona wyjścia VGA, Wasz monitor powinien więc mieć złącze HDMI lub Display Port.

PS2: Trochę ludzi już pytało o moje piękne naklejki z Rick and Morty. Aliexpress, 3.50 $ za 100 różnych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ania Gabryś pisze:

Przyznam, że przeczytałam Twój tekst ze dwa razy i ciągle nie mogę wyjść z podziwu, że chcesz pracować nie na laptopie. Ale znajduję dla Ciebie całkiem niezłe argumenty – np. to, że z laptopem, a co za tym idzie z pracą, idę do łóżka. Z budą się nie da. Laptopa, także służbowego, biorę na wakacje i w ich trakcie ciągle pracuję. Budy nie zabiorę na wakacje. Na laptopa parę razy zdarzyło mi się coś wylać, co za każdym razem kończyło się źle. Na budę trudno coś wylać ze skutkiem śmiertelnym. Wylałam, owszem, na klawiaturę, czyli pestka. Także jest w tym podejściu sens. Podziwiam i zazdroszczę!

Angelika Borucka pisze:

A no o tym, to chyba nawet coś osobnego powstanie. Bo nie pomyślałam nigdy o zalaniu. O tym, że nie zabieram pracy do łóżka – owszem. To mi już przy laptopie odpadało, bo i tak musiałam mieć myszkę i klawiaturę non stop podpiętą. Siadam do kompa i mózg mi się przełącza w tryb do pracy, a przynajmniej próbuje 😀