Obowiązkowe anime na Netflixie

Lockdown się skończył, choć to wcale nie oznacza, że częstotliwość oglądania produkcji na Netflixie drastycznie zmalała. W końcu, przez taką ilość czasu spędzonego w domu, oglądanie seriali może wejść w nawyk. Skoro na naszym portalu widnieje kategoria anime, oznacza to, że są wśród Was fani tych produkcji. Zatem machnę dziś zestawienie tych, które są dostępne na popularnej platformie i które są warte spędzenia z nimi każdej minuty. Moim zdaniem oczywiście, które możecie mieć w głębokim poważaniu.


Anime to nic innego jak potoczna nazwa dla japońskich filmów i seriali animowanych. Charakterystyczna kreska i specyficzna tematyka zazwyczaj połączona jest z humorem i supermocami. Czasem jak pójdę spać z mokrymi włosami, to rano budzę się z fryzurą niczym Super Saiyanin Blue. Musicie pamiętać, że to nie tylko Pokemony i Czarodziejka z księżyca (choć z pewnością wszyscy je kojarzycie). O dziwo, wiele popularnych tytułów znalazło się na Netflixie. 10 z nich zasługuje na szczególną uwagę.

Na początek mała lekcja

Zanim Wam napiszę, co jest warte odpalenia na Netflixie, napiszę pokrótce o popularnych gatunkach anime – tak, gatunkach, dobrze czytacie (jeśli o tym nie wiecie). I nie zdziwię się, jeżeli machnę gdzieś jakąś gafę, w końcu, cały Internet wie, że jam jest #ciapaTsumi.

Shōnen – można tu wrzucić wszystkie popularne anime znane doskonale na całym świecie (Naruto czy też Ghost in the Shell). Motywem przewodnim takiej produkcji jest dorastanie i pokonywanie wyzwań związanych z tym etapem.

Seinen – nie jest to gatunek dobry dla dzieciaków. Choćby dlatego, że głównie poruszane są w nich bardziej poważne tematy i problemy osobiste lub społeczne.

Shōjo – no dziewczynki to będą wniebowzięte jak trafią właśnie na to. Dlaczego? A no dlatego, że głownie bazują one na relacji między bohaterami, nawet tymi miłosnymi (aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaw #tęcza).

Mahō-shōjo / mahō-shōnen – głownie zobaczymy tu nastoletnich chłopców i nastoletnie dziewczyny, które posiadają nadprzyrodzone zdolności. Ten gatunek kojarzycie chyba najbardziej, tak mi się coś wydaje.

Mecha – bohaterowie sterują wielkimi robotami człekokształtnymi i walczą z przeciwnikami.

Jak już wiecie co się z czym je, możemy przejść do meritum.

10. Castlevania

Na samym końcu, bo w prawdzie nie jest to produkcja rodem z Japonii i odpowiedzialni są za nią Amerykanie. Jednak jest to bezsprzecznie anime z krwi i kości. Castlevania to historia łowcy wampirów Trevora Belmonta, który staje do walki o miasto, oblężone piekielną armią. Na jej czele stoi sam Drakula.

Produkcja powstała na podstawie serii gier komputerowych. Seria ta należy do zdecydowanie najważniejszych marek w bogatym portfolio wydawniczym japońskiej firmy Konami, przy wsparciu deweloperskim studia Mercury Steam Entertainment.

Castlevania oferuje 3 sezony (z czego najnowszy wydano w marcu tego roku). Sama fabuła nie należy do skomplikowanych, jednak nie brakuje scen walk, mroku, brutalności, wulgaryzmów, a nawet przebłysków humorystycznych wątków. Z pewnością jest lepsze niż Netflixowy Drakula, który mocno wszystkich rozczarował. W sumie każde anime jest lepsze. Ba, najlepsze, np. na niedzielne popołudnie.

Netflix – Castlevania

9. One-Punch Man

Głównym bohaterem One-Punch Man jest ponadprzeciętnie silny Saitama. Potrafi on jednym ciosem pokonać każdego wroga. W pewnym momencie jest już znudzony obecnym stanem rzeczy i wyrusza na poszukiwania godnych siebie przeciwników. Żeby było śmieszniej, momentami wydaje mi się, że drzemie w nim więcej mocy niż w uwielbianym przez wszystkich Goku (który wyląduje za miesiąc na mojej ręce).

One-Punch Man został stworzony przez internautę używającego pseudonimu ONE. Rozpoczął on publikację komiksu w 2009 roku. W błyskawicznym tempie tytuł zyskał popularność. W 2015 na podstawie mangi Muraty (stworzył właśnie adaptację) powstał pierwszy sezon anime stworzony przez studio Madhouse.

Poszukiwania Saitama możecie zobaczyć w 12 odcinkach dostępnych na Netflixie. Nie zajmie Wam to wiele czasu, skoro każdy z nich ma nieco ponad 20 minut.

Netflix – One-Punch Man

8. Fullmetal Alchemist

Fullmetal Alchemist to historia dwóch braci – Edwarda i Alphonse’a, którzy poszukują kamienia filozoficznego. Po co? A no po to, by odzyskać swoje ciała (stracili je podczas nieudanej próby wskrzeszenia matki). Jak można zauważyć w tytule serialu, najbardziej zaawansowaną nauką w tym świecie jest właśnie alchemia.

I tu miejsce na taką małą ciekawostkę dotyczącą tego tytułu. W 2003 roku Fullmetal Alchemist zdobyło nagrodę dla najlepszego anime. Dotyczyło to cyklu Anime Grand Prix, który organizowany był przez magazyn Animage. Szok i niedowiara.

Na Netflixie znajdziecie też film – trwa lekko ponad dwie godziny, więc w momencie kryzysu o nazwie „nie wiem co sobie włączyć”, możecie poświęcić czas właśnie na to. Oprócz tego jest też Fullmetal Alchemist: Brotherhood, więc mamy całkiem niezłą opcję na solidny seans.

Netflix – Fullmetal Alchemist
Netflix – Fullmetal Alchemist: Brotherhood

7. Awatar: Legenda Aanga

Tak jakoś się złożyło, że mam do tego duży sentyment. I ponownie mamy do czynienia z produkcją amerykańską, stworzoną i wyprodukowaną przez Nicktoons Studios w Burbank w Kalifornii. Awatar: Legenda Aanga opowiada historię 12-letniego, tytułowego maga powietrza, który na swoim latającym bizonie Appie przemierza świat. Katara i jej brat Sokka, znajdują Awatara. Ten, razem z nowymi przyjaciółmi, uczy się władania wszystkimi żywiołami (woda, ogień, ziemia, powietrze). Wszystko kończy się walką z Władcą Ognia.

Po trzech sezonach pojawiła się również produkcja o nazwie Legenda Korry. Opowiada ona o nowym Awatarze. Z tytułu można wywnioskować, jak ma na imię. Cała akcja toczy się jakieś 70 lat po zwycięstwie Aanga nad Władcą Ognia. Shit, właśnie wjechał spojler, no ale cóż. Żyćko.

Legendy Korry nie znajdziemy na Netflixie, ale na szczęście trzy sezony Aanga są dostępne. Nawet ostatnio, z sentymentu, skończyłam oglądać go ponownie.

Netflix – Awatar: Legenda Aanga

6. Baki

Brutalna produkcja, która na długo zapada w pamięć. Baki, animka opowiadająca historię mistrza sztuk walki imieniem Baki Hanma. Ciężko trenuje, by móc wreszcie wyjść z cienia sławy swojego ojca. Niestety, jego karierę zamierza przerwać pięciu skazanych na śmierć osiłków. I teraz pojawia się pytanie, czy wytrenowany Baki sobie z nimi poradzi? A, nie będę spojlerować.

Hm, co mogę o tym napisać. Bohaterowie są bardzo przerysowani, a walki brutalne i krwawe. Nic więc dziwnego, że mi to odpowiada, skoro tak bardzo lubię Punishera. Same walki są oplecione muzyką, która idealnie do nich pasuje. Produkcja całkiem świeża, bo ma zaledwie dwa lata, a najnowszy sezon wyszedł jeszcze w tym roku. Hell yeah!

Jeżeli lubicie animowane bijatyki, to znaleźliście się w dobrym miejscu. Wszystkie trzy sezony już na Was czekają.

Netflix – Baki

5. The Seven Deadly Sins

Ilość dodanych w ostatnim czasie seriali anime na Netflixie jest tak duża, że ciężko było mi w pewnym momencie panować nad wszystkimi tytułami, które lądowały na Mojej Liście. The Seven Deadly Sins i japońska Świnka Peppa imieniem Hawk (no, tak mi się jakoś skojarzyło). Głównym bohaterem jest blondynek Meliodas, jednocześnie lider Siedmiu Grzechów Głównych. Jest to grupa utworzona przez króla Liones. Krajem rządzą Święci Rycerze, którzy mieli dokonać zamachu i obarczyć winą SGG. Elizabeth, córka króla, wyrusza z Meliodasem w podróż, by odnaleźć pozostałą szóstkę.

Ja bym bardzo chciała w tym miejscu zakomunikować jedną, bardzo ważną rzecz. ZA ŻADNE SKARBY ŚWIATA NIE GRAJCIE W THE SEVEN DEADLY SINS GRAND CROSS. Bo znikniecie z powierzchni ziemi. I żywotność Waszych telefonów też.

The Seven Deadly Sins to trzy sezony i film, który również jest dostępny na Netflixie. Jeżeli chcecie się pośmiać, macie ochotę na coś ciekawego i lubicie leżeć w łóżku przed telewizorem, to się odnajdziecie.

Netflix – The Seven Deadly Sins

4. Blue Exorcist

Blue Exorcist. Zastanówmy się, o czym może być to anime, bo tytuł w ogóle nie sugeruje fabuły. Cała historia kręci się wokół Rina Okumury, nastolatka, który odkrywa, że ​​on i jego brat bliźniak Yukio, są synami szatana. No, ale urodzonymi z ludzkiej kobiety. Jednak tylko Rin jest spadkobiercą nadprzyrodzonej mocy. Postanawia zapisać się do Akademii Prawdziwego Krzyża. Zadaniem egzorcystów jest obrona mieszkańców Assiah, czyli świata ludzi przed potworami z Gehenny, świata demonów.

Jeżeli już się skusicie, by zobaczyć ten tytuł, zwróćcie uwagę na jedną rzecz. A mianowicie, w jednym z odcinków pojawia się napis na ścianie w języku polskim. I gadają wtedy o nas. Jesteśmy sławni!

Netflix – Blue Exorcist

3. Neon Genesis Evangelion

Neon Genesis Evangelion to dość specyficzna produkcja. Rozpoczyna się jak zwykłe anime z gatunku mecha, jednak akcja szybko zaczyna skupiać się na wspomnieniach i analizie postaci głównych bohaterów. Tu miejsce na ciekawostkę – Hideaki Anno, twórca, przed stworzeniem NGE, przez długi czas cierpiał na depresję. Wiele wątków w serialu zostało opartych na jego doświadczeniach związanych z radzeniem sobie z depresją, a także na teorii psychoanalitycznej.

Fabuła jest dość wciągająca. Zaczyna się w roku 2000, w którym to grupa naukowców zorganizowała sobie wyprawę na Antarktydę. Tam udało się im odkryć dużą, świetlistą istotę. Została ona uznana za pierwszego anioła – Adama. Podjęto więc próbę jego złapania – no bo kto by nie chciał złapać anioła….? W efekcie świetlista istota wytworzyła silne pole AT, które spowodowało Second Impact.

Historia Neon Genesis Evangelion jest na tyle ciekawa, że zatapiając się w nią pierwszy raz, wrócicie do niej z rumieńcami na policzkach. Przynajmniej ja tak miałam.

Netflix – Neon Genesis Evangelion

2. Sword Art Online

W Sword Art Online poznacie innowacyjną technologię o nazwie NerveGear, która pozwoli głównemu bohaterowi – Kirigaya – przenieść się w świat jego ulubionej rozrywki. Jak można wywnioskować, chodzi o gry. By to zrobić, wykorzystuje się specjalne urządzenie służące do transportowania bodźców wysyłanych przez mózg do pierwszej tego typu wirtualnej gry, Sword Art Online. By móc się przenieść do gry, Kirigaya postanowił kupić jedną z dziesięciu tysięcy kopii SAO tuż po premierze. No i wiadomo, jak postanowił, tak też uczynił. Wręcz człowiek czynu!

Na Netflixie zobaczycie dwie pierwsze serie. Choć prawda jest taka, że jest tego więcej (trzecia część w większości dostępna już w Internecie, a ostatni sezon trzeciej części wystartuje 11 lipca).

Kirigaya korzysta z nicku „Kirito”, pochodzącego od jego imienia i nazwiska. I szybko się z nim polubicie.

Netflix – Sword Art Online

1. Death Note

Amen. Nad Death Note mogę siedzieć godzinami i ostatecznie moja trumna ma mieć hydrografikę, na której będzie Ryūk. Kij, że zostanę pochowana w koszulce z Czarodziejki z Księżyca – to nieważne.

Death Note opowiada historię licealisty Light Yagami, który całkowicie przypadkiem znajduje tajemniczy notes. Okazuje się, że został on upuszczony przez shinigamiego Ryūka. Notatnik posiada niesamowite właściwości. Wpisując do niego imię oraz nazwisko osoby, której wygląd znamy, powoduje śmierć tej osoby w określonych okolicznościach w ciągu zaledwie 40 sekund. Jeśli w ciągu tych magicznych 40 sekund nie zostanie wpisana konkretna przyczyna śmierci, osoba umrze na zawał serca. Nie pogardziłabym takim notatniczkiem.

Niedawno odświeżyłam sobie film z 2017 roku. I przypomniałam sobie dlaczego mi się nie podobał.

Anime Death Note zobaczycie na Netflixie i jeżeli chcecie żyć ze mną w zgodzie, to lepiej to zróbcie. Albo się nie przyznawajcie, że tego nie zrobiliście.

Netflix – Death Note


P.S. A jak wrzucą Dragon Balla to zniknę z powierzchni ziemi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Juiz pisze:

Ze swojej strony powiem że parę tytułów z listy próbowałam obejrzeć (a resztę wcześniej widziałam) i mimo najszczerszych chęci nie chcę do nich wracać.
I tak:
– Awatar: Legenda Aanga – kilka odcinków obejrzane i straciłam zainteresowanie. Nagle. Podobnie moje dziecię. W sumie nawet nie za bardzo wiem dlaczego, ale po prostu nie jestem w stanie tego dalej oglądać.
– Baki – podobnie jak JOJO – nie mój klimat, tandetne bicie po ryjkach jednak nie dla mnie, małżon mimo że teoretycznie tytuł adresowany do niego też zniesmaczony odpadł
– The Seven Deadly Sins – powiedzmy sobie szczerze, tytuł zachwalany i wychwalany pod niebiosa a nas zanudził potwornie. Tuż przed stwierdzeniem że może damy sobie spokój, usnęliśmy na którymś odcinku – nie pamiętam tylko ile tak odcinków w trakcie minęło.
– Sword Art Online – tytuł wydawał się OK, ale jakoś tak głupio mi było oglądać anime o graniu w gry… coś mnie mocno zaczęło uwierać…

Za to ja polecę np. Hero Mask , Beastars (za chwilę 2 sezon), Aggretsuko.

Tsumi pisze:

Należy powiedzieć sobie szczerze, że nie każdy tytuł będzie się wszystkim podobał. Niemniej jednak nie przekonamy się, dopóki sami tego nie sprawdzimy. 😉
Dzięki za podpowiedzi, na Beastars też czekam. 🙂