Dustwind – The Last Resort | recenzja

Przyznaję, że premiera Diablo II: Resurrected na konsolach przyćmiła mi każdy inny tytuł, który do tej pory również się na nich pojawił. Jednak pierwszy zachwyt miną, kilka godzin na liczniku wybiło i nadeszła pora, by zająć się resztą. Wcześniej informowałyśmy o tym, że Dustwind – The Last Resort pojawi się na konsolach. I tak też się stało, w dniu 15 września 2021. Co tam się ciekawego dzieje i czego możemy się spodziewać po grze w wersji na PlayStation 5?


Dustwind – The Last Resort to taktyczne RPG wydane na konsole ósmej i dziewiątej generacji. Tytuł ten jest konsolową wersją Dustwind, które pojawiło się na rynku w 2018 roku. W przeciwieństwie do swojego poprzednika The Last Resort nastawione jest na kampanię jednoosobową. Gra opowiada historię pewnej bezimiennej dziewczyny, która straciła pamięć, została pobita i pozostawiona na pewną śmierć w świecie, który zawalił się pod wpływem apokalipsy. Na przekór wszystkim, bohaterka nie umarła, za to obiecała swoim oprawcom zemstę. Szybko jednak okazało się, że na szali leży nie tylko jej własny los, ale o wiele, wiele więcej. Za tytuł odpowiedzialne jest studio Dustwind Studios oraz wydawca: Z-Software.

Mechanika rozgrywki

Dustwind – The Last Resort może wręcz do złudzenia przypominać to, co znamy już z komputerowej wersji gry. Jest jednak kilka zmian, choćby nowy model sterowania wraz z odpowiednio przebudowanym interfejsem, który został przystosowany pod rozgrywkę na kontrolerze. Całą akcję obserwujemy poprzez widok izometryczny z góry (co doskonale znamy już z innych tytułów). Naszym zadaniem jest wykonywanie różnych misji i walka z licznymi przeciwnikami. Każda z dostępnych broni wyróżnia się różnorodnymi statystykami, do których trzeba przemyśleć i wprowadzić inną taktykę. Okaleczamy wybrane części ciała lub losowe, zadając mniejsze i większe obrażenia.

Ale dlaczego akurat tak?

Pierwsze zderzenie z tytułem było… bardzo ciężkie. Głównie dlatego, że gra oferuje masę funkcji przez otwieranie kolistego menu na padzie. Od razu poczułam, że lepiej grałoby mi się standardowo, na komputerze. Chwilę mi zajęło, zanim ogarnęłam, który przycisk, za co odpowiada. Nie mówiąc już o przypadkowym klikaniu przycisków, których akurat nie chciałam użyć, przez co wykorzystywałam broń, granaty i się denerwowałam. Ostatecznie po zakończonym samouczku, który wzbudził we mnie mieszane uczucia, nadszedł czas na właściwą rozgrywkę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na planszy od czasu do czasu było bardzo pusto…

Idź szybciej!

Bezwzględnie muszę to przyznać – Dustwind – The Last Resort nie jest grą dla osób, które nie mogą pochwalić się odpowiednią ilością cierpliwości. Nasza postać porusza się bardzo wolno, co niesamowicie mnie irytowało. Na dodatek, z niewiadomych mi przyczyn, często miała zadyszkę. Co za tym idzie, poruszała się jeszcze wolniej i nie była w stanie w żaden sposób oddalić się od wrogów, albo chociaż uciekać przed nimi (wrogowie poruszają się w tym samym tempie). W efekcie bardzo często zaliczałam zgon, a łacińskie zaklęcia nie pomagały w wykonywaniu misji. Jeżeli chodzi jeszcze o kwestię samego tempa gry – czas leczenia postaci też pozostawia wiele do życzenia.

No trafię czy nie?

Kiedy po jakimś czasie stwierdziłam, że z tempem rozgrywki trzeba się po prostu pogodzić, pojawił się kolejny interesujący haczyk. Walka z przeciwnikami nie jest taka prosta, jak może się wydawać. Co prawda mamy do dyspozycji masę łupów, jakie znajdujemy po ich pokonaniu, więc broni jest naprawdę sporo. Jednak żeby sobie za każdym razem trafić – to już jest sztuka. Pomijam fakt, że w walce wręcz zawsze ktoś w magiczny sposób łamał mi nogę. Na samym początku gry po dwóch do trzech uderzeń w moją stronę, postać już nie żyła. Kiedy chciałam wyrzucić granat i klikałam na padzie, raz na dziesięć przypadków rzuciła tym granatem. Za zabijanie przeciwników trzeba się zabierać w naprawdę dziwaczny sposób, robiąc kółeczka, uciekając, kręcąc się wokół własnej osi. Przyznaję, że nieco odbiera to całą frajdę w połączeniu z prędkością poruszania się.

Będziesz to jeść?

W grze mamy do wykonania szesnaście misji. Oprócz zmysłu taktycznego przyda się także niemały spryt, celne oko i ogromna ilość cierpliwości. Naprawdę nie sądziłam, że będę musiała zabijać jakieś zmutowane świnie, które do złudzenia na pierwszy rzut oka określiłam mianem kwiczących żab. Zebrane w ten sposób mięso niesiemy do kucharza, który będzie nam z tego robił steki. Bohaterka, kiedy to była sterowana mną, bardzo lubiła jeść ziemniaki. Wersja konsolowa Dustwind – The Last Resort skupia się wyłącznie na rozgrywce jednoosobowej, co sprawiło, że kamień spadł mi z serca. Wykonując zadania i ostatecznie odhaczając kolejną misję w dzienniku, mapa terenu się powiększa i co za tym idzie, przenosimy się w kolejne postapokaliptyczne miejsca.

Grafika / efekty dźwiękowe

Można powiedzieć, że grafika niczym nie różni się od wersji na PC. W oczy rzuca się charakterystyczna dla tego tytułu prostota i przejrzystość. Łupy, jakie znajdujemy, zostały całkiem ciekawie przedstawione w ekwipunku. Kiedy wysadzimy granatem przeciwników, ich części ciała latają po całej planszy, a krew rozpryskuje się na wszystkie strony świata. Na całe szczęście dla tytułu nie udało mi się znaleźć żadnych bugów ani problemów z ładowaniem. Poza jednym. Przeciwnicy czasami pojawiają się znikąd, nie widać ich wcześniej na planszy. Co do dźwięku – czasami nie wierzyłam własnym uszom, kiedy to słyszałam odgłosy wydawane podczas walki. Dialogów nie usłyszymy, będziemy musieli je przeczytać. Może to i lepiej… Kto wie, na kogo by wypadło, żeby podłożyć głos…?

Co by tu ostatecznie o tym powiedzieć…

Ile osób ma okazję zagrać w Dustwind – The Last Resort, tyle opinii na temat tej gry się pojawi. O ile zachwycona jestem tym, jak w Diablo dobrze gra się na padzie, tak w tym przypadku było mi czasami ciężko. Nasza bohaterka (jak i cała reszta postaci) porusza się bardzo wolno, czasami mimo podświetlenia przeciwnika nie trafimy w niego. Trzeba się nieźle nakombinować, żeby misja została zakończona powodzeniem, a mniejsi bossowie zostali pokonani. Nie zaprzeczam, że pojawią się osoby, którym tempo rozgrywki będzie odpowiadało. Ja muszę mieć szybko, bardzo szybko. Niemniej mam nadzieję, że tytuł ten nie zniknie zbyt szybko z pamięci graczy.

Dziękujemy firmie Galaktus za dostarczenie kodu recenzenckiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *