Wcześniej oceniłam już betę, o czym możecie przeczytać, klikając w ten link. Oczywiście, nadal oczekiwałam wielkiego boom. Jak jednak było w dniu premiery? Czy często wracam do gry i gram w nią godzinami? Zmieniłam już zdanie? Czy twórcy poprawili coś od naszego ostatniego spotkania? O tym dowiecie się już za niewielką chwilę.
Tryb wieloosobowy
W dniu premiery otrzymaliśmy dostęp do wielu znanych nam trybów jak Deathmatch Drużynowy, Zabójstwo Potwierdzone, czy też Umocniony Punkt. Pojawiły się również dwa zupełnie nowe: Wzgórze Mistrzów oraz Patrol. Wszystkie możemy rozegrać na 20-tu mapach. Naprawdę muszę przyznać, że dostaliśmy spory wybór. Jednak to właśnie te najnowsze tryby pozwalają nam rozegrać pojedynek jedynie na czterech mapach. Mamy w nich do czynienia z arenami, na których gracze toczą ze sobą pojedynki, otrzymując możliwość ulepszenia ekwipunku co kilka rund. Walka toczy się o to, kto zostanie ostatnim tytułowym Mistrzem. Patrol to taki Umocniony Punkt, ale w nieco innej wersji. Naszym zadaniem jest poruszać się wraz ze strefą i jej bronić.
Mutliplayer w Call of Duty: Vanguard nie różni się zbytnio od Modern Warfare. Tak wspomniałam podczas recenzowania wersji beta, najnowsza odsłona została stworzona dokładnie na tym samym silniku. Podnoszenie broni, bieg czy przeładowanie wygląda wręcz identyczne. Jak dla mnie idealnie. Jeśli chodzi o grafikę, wygląd map nie jest taki sam. Często odwzorowanie kolorów mi przeszkadza. Szczególnie kiedy na jednej z map akurat pada śnieg i wszystko wokół jest białe. Odnoszę również wrażenie, że czasem brakuje mi szybkiej reakcji podczas strzelania. No a żeby było śmieszniej, winą obarczam właśnie śnieg. Jeśli chodzi o błędy, pojawiały się. Momentami dochodziło do bardzo śmiesznych sytuacji.
Nie ukrywam, gra mi się lepiej niż podczas bety. Mogę nawet spędzić na rozgrywce kilka długich godzin ze swoimi znajomymi. Jeśli chodzi o dźwięk, jest to równie ważna kwestia. Osobiście jestem bardzo rozczarowana. Myślałam, że w tym aspekcie twórcy wprowadzą zmiany. Niestety, nie jestem wstanie usłyszeć, czy wróg jest obok mnie czy właśnie przebiega za moimi plecami.
W grze zauważymy pewną nowość. Możemy zostać docenieni i trafić do głosowania na najlepszego gracza w danym meczu. Spotkanie kończy się animacją najlepszych trzech graczy, np. za przejęcie punktów, najwięcej trafień w głowę czy liczbę zabójstw. Kiedy oddajemy swój głos, dostajemy punkty doświadczenia. By nie było niedomówień, to gracze wybierają MVP.
Kampania
Kampania przedstawia wielonarodowościową grupę specjalistów, którzy zostali wysłani do Hamburga w 1945 roku. Ich celem było zinfiltrowanie planów nazistów, dotyczących dalszego przebiegu wojny. Podczas misji coś idzie nie tak. Nasi bohaterowie trafiają do niemieckiego więzienia. Postacie, które spotkamy na swojej drodze, są bardzo ciekawe, na dodatek otrzymały interesującą rolę. Każda z nich opowiada swoją własną historię. Cała kampania jest jednak bardzo krótka.
Dziwadła wychodzą nocą
Jak już pewnie wiecie, nie jestem wielką fanką zombie. Oczywiście i w tym przypadku nie mogło ich zabraknąć. Przyznaję jednak, że w Call of Duty: Vanguard grało mi się lepiej niż w Cold War czy Black Ops 4. Standardowo mamy za zadanie pozbyć się zombie. W tym celu przemieszczamy się do wybranego miejsca, które owiane jest mroczną atmosferą. Z każdą „rundą” jest ich więcej, a pokonanie ich staje się wręcz trudniejsze z minuty na minutę. Dałam radę dotrzeć zaledwie do 16 poziomu. Gdyby tego było mało, żywe trupy ubrane są w mundury żołnierzy.
Żegnaj Verdańsk! Witaj Pacific!
Pojawiła się nowa mapa? Można tak pomyśleć. Okazuje się, że mapę doskonale już znamy i jedynie nieco się zmieniła. Pojawiły się krajobrazy tropikalne, samoloty myśliwskie oraz pojazdy przeciwlotnicze. Mam odczucia, że to takie coś al’a Battlefield, jednak nie do końca. Nazwy miejscówek również uległy zmianom. Nowa mapa – nowy gułag!
Bronie oraz Operatorzy
I w tej odsłonie nie mogło zabraknąć Operatorów, których otrzymujemy całkiem sporo. Oczywiście, gdy zaczynamy rozgrywkę, wszyscy są zablokowani. Zatem jak ich odblokować? Musimy uporać się różnymi wyzwaniami i dać z siebie 100%. Dla przykładu: mamy zabić 200 wrogów karabinem snajperskim. Wykonujemy zadanie i bang – odblokowujemy postać.
Na początku mamy też zablokowane uzbrojenie. Ze spokojną głową możemy jednak skorzystać z gotowych zestawów, by rozpocząć poruszanie się po świecie Call of Duty: Vanguard. Do odblokowania mamy karabiny czy też mocne pistolety maszynowe. Łącznie możemy dodać do broni 10 elementów.
Event na Boże Narodzenie!
Nie mogło zabraknąć specjalnego eventu! Mapa SHIPMENT stała się zdecydowanie bardziej świąteczna. Pojawiły się choinki, światełka oraz prezenty. Oczywiście podczas rozgrywki na innych mapach, musimy wykonywać zadania, by w nagrodę otrzymać np. wizytówkę czy naklejkę na broń. Gra oferuje nam nawet poszukiwanie elfów. Nie wykluczone, że w czasie innego zadania pojawi się przed nami Krampus, na którego musimy uważać. W lobby również zrobiło się bardziej świątecznie, co bardzo mi się podoba. Operator Lucas stał się nieziemsko przystojnym Mikołajem. Jako ciekawostka: w Warzone pojawią się specjalne choinki, a gracze będą mogli znaleźć prezenty w trakcie rozgrywki.
Podsumowanie
Call of Duty: Vanguard, jest zdecydowanie lepsze od Black Ops Cold War, jednak nadal dużo brakuje mu do Modern Warfare. Pomimo faktu, że podczas bety byłam bardzo źle nastawiona na najnowszą odsłonę, po pewnym czasie i kilku rozgrywkach zmieniłam zdanie. Bawię się całkiem dobrze i mogę Wam zagwarantować, że równie dobrze będę się bawić przez najbliższy rok. Szukacie dynamicznego multiplayera? Warto skusić się na dołączenie do niego w tej grze.
Moja ocena (z czystym sumieniem) to cena 7,5/10.