DOTA: Dragon’s Blood | recenzja

W oczekiwaniu na ostatni odcinek czwartego, finałowego sezonu Attack on Titan (będę tęsknić), postanowiłam zobaczyć anime, o którym w ostatnich dniach jest bardzo głośno. Odpalając Steama, ukazała mi się nawet (niemała) reklama. Nie mogło więc stać się inaczej. Kiedy zobaczyłam tytuł, wiedziałam, że nie przejdę obok niego obojętnie. DOTA: Dragon’s Blood od Netflixa zbiera różne opinie. Przedstawię Wam moją.


UWAGA: W poniższej recenzji mogą pojawić się spoilery. Jeżeli jednak nie chcesz ich zobaczyć, najlepiej odpuść sobie jej lekturę, do momentu, w którym zobaczysz serial.


Za stworzenie serialu animowanego DOTA: Dragon’s Blood odpowiedzialne jest Studio MIR z Korei Południowej. Wcześniej przygotowali już kilka innych znanych tytułów, m.in. The Legend of Korra oraz Voltron: Legendary Defender. Serial powstał na podstawie gry DOTA 2, która jest kontynuacją popularnego moda Defense of the Ancients do gry Warcraft III: Reign of Chaos. Sam tytuł stworzyło studio Valve, przy ścisłej współpracy ze współautorem oryginalnej modyfikacji – IceFrogiem.

Co spotka nas w fabule?

Serial fantasy DOTA: Dragon’s Blood opowiada historię Daviona, słynnego Smoczego Rycerza. Walczy on z krwiożerczymi Scourge’ami. Po spotkaniu z potężnym legendarnym Eldwurmem i szlachetną księżniczką Miraną, która realizuje własną tajną misję, Davion zostaje uwikłany w wydarzenia o znaczeniu przekraczającym jego najśmielsze wyobrażenia. Ponoć musi użyć mocy smoka, by powstrzymać groźnego demona. W całej produkcji nie brakuje wyjątkowej brutalności i to bez cenzury. Będziemy świadkami przecinania ciał wpół, rozrywania i oblewania się w geście triumfu krwią pokonanego. Produkcja ta, przyznaję bez bicia, jest lekko chaotyczna. Jak na serial animowany sceny przeskakują z jednego wątku do drugiego. Trzeba się w całości oddać chwilom seansu, by się nie pogubić. Przyznaję jednak, że całość jako fabuła prezentuje się całkiem interesująco.

Pierwsze wrażenia

Lekko mieszane. Na dzień dobry zaserwowano nam walkę ze smokiem kinetycznym, która miała wypaść efektywnie. Na moje oko, wypadła całkiem średnio. Smoki, jeżeli są już pokazywane w takiej animacji, powinny wyglądać godnie. Aż się prosiło, żeby miały groźniejszy wzrok, bardziej dopracowane szczegóły i walka z nimi mogła się prezentować znacznie lepiej. Oczywiście, w odcinku piątym smoki prezentowały się już nieco lepiej. W tym momencie przeszło mi przez myśl, że nie do końca jestem pewna tego, czy przetrwam te 8 odcinków oglądanych dzisiejszej nocy. Całe szczęście, chwilę później zrobiło się nieco ciekawiej, jeżeli chodzi o samą fabułę. Poznaliśmy Księżniczkę Miranę, której diadem czy cokolwiek to jest, sprawiał, że przypominała mi Wonder Woman. Okazuje się, że babka całkiem nieźle wymiata łukiem. Podróżuje ona ze swoją cichą towarzyszką Marci, która potrafi się bić i ma wyjątkowo dużo siły. Humoru oczywiście nie brakuje, najwięcej wnosi go jeden z partnerów naszego Smoczego Rycerza, Bram. Koniec końców, wszystko kończy się tak, że nasz Smoczy Rycerz idzie z Paniami szukać magicznych lotosów skradzionych z królestwa Selemene.

Czary mary

W DOTA: Dragon’s Blood nie mogło zabraknąć naszych ulubieńców. Mowa o elfach, magii, unikalnych zdolnościach naszych bohaterów i wyjątkowym stylu walki. O tym, że nie brakuje kilku wyjątkowo brutalnych scen, wspomniałam już wcześniej. Magiczne lokalizacje stworzone przez twórców wyglądają naprawdę dobrze. Mocne, nasycone barwy połączone z wyjątkowym światem elfów. Przyznaję, że potworków różnej maści również nie brakuje, jednak całość skupia się na smokach, a niektóre naprawdę mogłyby zostać narysowane nieco lepiej. Oczywiście, to tylko moja, skromna opinia. Przy takim tempie akcji, pędząca fabuła stara się wszystko zrekompensować. Oglądajcie uważnie. Dlaczego? Bo głównym tematem pierwszego sezonu są opowieści o poszukiwaniach Daviona, by wyrzucić smoka z jego ciała. Łączy się to z dążeniem Mirany do odzyskania lotosów, które są związane z konfliktem między Selemene a wyznawcami bogini, która z nią zwyciężyła.

Elementy z gry

Fabuła mknie jak szalona, a żeby było ciekawiej, to każdy, kto ograł ten tytuł, wyłapie elementy pojawiające się w grze. Są to głównie skromne rzeczy, choćby klejnot prawdziwego wzroku. Ostatni odcinek powinien szczególnie spodobać się wszystkim zagorzałym fanom serii DOTA. Znajdą się w nim postaci, które z pewnością kojarzycie z godzin spędzonych na wirtualnych walkach. W pierwszej chwili DOTA: Dragon’s Blood skojarzyła mi się z inną produkcją Netflixa. Mam tu na myśli serial animowany Castlevania. Momentami nawet kreska była podobna, choć to również tytuł oparty na grze wideo. Osobiście nie miałam okazji grać w DOTĘ, jedynie byłam obserwatorem podczas kilku rozgrywek. Wierzę, że inni wyłapią nieco więcej szczegółów łączących serial z grą.

Co jeszcze zauważymy w DOTA: Dragon’s Blood

Jest jeszcze kilka rzeczy, które w jakiś sposób rzuciły się mi w oczy już w pierwszych dwóch odcinkach. Nasze urocze Elfy zostały wykorzystane jako metafora rasizmu. Są niezbyt lubiane. Nawet fakt, że jeden z nich pojawił się w karczmie podczas świętowania zwycięstwa nad smokiem, nie wystarczył do tego, by nie skończyło się konfliktem. Nasz bohaterski Smoczy Rycerz, który piwko i nocleg dostaje za darmo, budzi się obok przypadkowej kobiety, nie znając nawet jej imienia. Niby czasy przedstawione w produkcji są inne, ale poruszają kilka całkiem aktualnych aspektów. No kto by się spodziewał…

Na zakończenie

Odcinków jest 8. Każdy z nich trwa około 26 minut, więc DOTA: Dragon’s Blood można „ogarnąć” w jedno popołudnie. Przywykłam do nieco innej kreski w tego typu serialach, więc brakuje mi kilku szczegółów. Fabuła mknie jak szalona. Lepiej podczas oglądania nie sprawdzać powiadomień, bo możecie szybko się pogubić. Dla fanów gry, pozycja obowiązkowa, jednak czy zapiera ona dech w piersiach? O tym powinni się już, wypowiedzieć sami zainteresowani.

Zobaczyłam, zainteresowało mnie, co będzie się działo w kolejnych odcinkach. Nie zakocham się w tej produkcji jak w innych tytułach anime, jednak zawsze miło mi się ogląda elfy na dużym ekranie. Magiczne sztuczki i efektowne walki jak zawsze na duży plus. Ale aż pcha się mi stwierdzenie, że za mało anime w anime. Nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale postanowiłam to napisać.

Będziecie oglądać?

DOTA: Dragon’s Blood jest dostępne na Netflixie od 25 marca 2021.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *