Avengers: End Game – recenzja + spoilery

„Dostaję maile od szopa pracza, nic mnie już nie zdziwi…”

Tak, to jest bardzo późna recenzja Avengers: Endgame. Niestety miałam możliwość wybrać się do kina bardzo późno, ale za to zrobiłam to dwa razy- z dubbingiem i z napisami.

Słów kilka o produkcji

Nie da się ukryć, że to jedna z ważniejszych kinowych premier tego roku. Jeszcze przed premierą powstało wiele fanowskich teorii, które dodatkowo „nakręcały” kolejne mniej lub bardziej prawdziwe przecieki na temat fabuły.

Avengers: Endgame trwa aż trzy godziny, chociaż pod koniec filmu były to dla mnie „tylko” trzy i chciałam więcej. Epickość tej produkcji może podkreślić reakcja młodego podczas jednej ze scen, gdy niemal wyskakując z fotela, zawołał „to jest najlepszy film” (na szczęście byliśmy sami na sali J).
Niewątpliwie jest to koniec pewnej ery i piękne zakończenie długiej historii, w której bieg było zaangażowanych wielu superbohaterów.
Jeśli jesteście fanami Marvela i jeszcze nie widzieliście tej części, macie ostatnią szansę, żeby nadrobić ten obowiązkowy tytuł. Wiem, że niewiele osób ogląda wersję z dubbingiem, muszę jednak przyznać, że filmy Marvela mają według mnie jeden z lepszych podkładów.

Uwaga! Dalsza część zawiera spoilery.

Avengers: Endgame moimi oczami


Początek rozkręcał się powoli, po czym akcja filmu przeniosła nas w czasie o pięć lat w przód, gdzie ludzie nadal nie są w stanie pogodzić się z utratą najbliższych. Los pozostałych przy życiu bohaterów potoczył się bardzo różnie, Stark założył rodzinę, a Thor przybrał kilka dodatkowych kilogramów – na jego widok pół Sali parsknęło śmiechem. Część straciła nadzieję i pogrążyła się w smutku, inni starali się żyć dalej, aż pojawiła się okazja na przywrócenie wszystkich „rozsypanych” do życia. Podróż w czasie? Czemu nie! Jednak w świecie Marvela nie działa to tak prosto, jak w innych filmach czy książkach. Dowiadujemy się od Starka, że zmieniając bieg wydarzeń w przeszłości, nie uda im się wpłynąć na teraźniejszość. Jedynym rozwiązaniem było zabranie kamieni z przeszłości. I tu zaczynamy sentymentalną podróż po poprzednich filmach.

Nasi bohaterowie cofają się do momentów i dobrze nam już znanych scen z Avengersów czy Strażników Galaktyki. Niestety, Thanos z przeszłości przez Nebulę dowiaduje się o podróżnikach w czasie i udaje mu się dostać do czasów teraźniejszych dla naszych głównych bohaterów. Tego się nie spodziewałam, a serce zaczęło mi bić zdecydowanie szybciej, gdy podczas sceny finałowej armia Thanosa stanęła naprzeciwko z przywróconymi do życia bohaterami i ich ekipą. Natomiast dużym zawodem była dla mnie Kapitan Marvel, pojawiała się nagle, pokazywała swoją niesamowitą moc, po czym wracała ratować resztę wszechświata, liczyłam, że będzie jej „więcej” w Endgame.

Kolejną kwestią jest Gamora. Po końcowych scenach można przypuszczać, że w Strażnikach Galaktyki 3, fabuła skoncentruje się na poszukiwaniach ukochanej Star Lorda, która razem z ojczymem przybyła do czasów współczesnych i nie wiadomo, co się z nią dalej stało.
Co będzie dalej? Czy kolejne filmy wypełnią pustkę w naszych serduszkach? To się okaże. Na razie przed nami Spider-Man: Daleko od domu. Też czekacie niecierpliwie?

Film nie był przesadzony w żadną ze stron, a podczas oglądania były emocje. Dużo emocji. Od chwil, gdy uśmiech sam pojawiał się na twarzy, poprzez głośne parsknięcia śmiechem, aż po chwilę, gdy Iron Man odchodzi, podczas której na Sali kinowej wypełnionej po brzegi zapadła absolutna cisza i z kilku miejsc było słychać pociągnięcia nosem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *