Piekło zamarzło, świat pogrążył wielki chaos i ogólnie to wszystko szlag trafił. No i zgadzałoby się, patrząc na to, co się dzieje wokół nas. Dziś jednak nie o polityce, nie o dramach i rozstaniach wśród influencerów, a o tym, że od stycznia korzystam… z iPhone’a 14 Plus. Zgadza się oraz tak, bardzo żałuję tego zakupu, ale jakoś się przemęczę, skoro już go kupiłam, bo nie lubię żonglować telefonami. To nie będzie standardowa, treściwa recenzja. To będzie tekst, w którym żałuję wymiany telefonu.
Tak, wybór padł na iPhone 14 Plus tylko dlatego, że jest większy niż zwykły. Od razu zirytowałam się brakiem teleobiektywu i trybu makro, ale za trzeci obiektyw w Pro Max nie zamierzałam tyle dopłacać. Pogięło mnie, ale nie do tego stopnia. Oczywiście, zanim dotarł do mnie bohater dzisiejszego artykułu, musiałam zdążyć z zakupem kostki do ładowarki, bo jak doskonale wszyscy wiemy – w pudełku jej nie znajdziemy. Całe szczęście pojawiła się szybciej o cały jeden dzień. No i szkło. Koniecznie musiałam zamówić szkło na ekran. Etui tak samo.
Pudełko jak każde inne, jeżeli chodzi o Apple. Minimalistyczne, białe, z podglądem na wizerunek telefonu. Stosunkowo niezbyt grube, bo w środku znajduje się niewiele – za wielką cenę. Mówię tutaj o:
- telefonie Apple iPhone 14 Plus 256 GB w kolorze niebieskim (bo mogę);
- kabel typu USB C – Lightning (który za niedługo pewnie zacznie się kruszyć);
- kluczyk do otwierania slotu SIM;
- dokumentacja, bo po co więcej;
- naklejka, no tak, zapomniałabym o naklejce z logo Apple.
Specyfikacja techniczna: iPhone 14 Plus
Człowiek się tak napalił na sprawdzenie na własnej skórze tego emejzingu (nie po wychwalaniu przez innych i przekonywaniu, jakie to te iPhone’y nie są lepsze od Androidów), że jedyne co to… się człowiek wziął i zawiódł poniekąd. Już nawet próbowałam się przekonać do złotego koloru, ale jakimś dziwnym trafem te złote egzemplarze (niekoniecznie 14tki) wydają się… droższe.
No ale już ok. Psioczyć będę w dalszej części tekstu i myślę, że po tej chwili już każdy wie, skąd u mnie to negatywne nastawienie. Telefon ogólnie sam w sobie, w tym kolorze jest ładny. Konstrukcja jest stosowana już od kilku modeli wstecz. Zatem dwie szklane tafle i aluminium nikogo nie powinny dziwić. Nie zapominamy oczywiście o logo Apple na pleckach, które służy również jako magiczny, ukryty przycisk. Całość prezentuje się całkiem całkiem, nie spotkamy dziwnych wymysłów, bo kto by się ich za te pieniądze spodziewał. Wróćmy do faktów i rzeczy najistotniejszych.
- telefon dostępny w kolorach: czerwony (Product RED), czarny (Midnight), biały (Starlight), fioletowy, niebieski, żółty
- system operacyjny iOS 16
- procesor Apple A15 Bionic (6 rdzeni CPU i 5 rdzeni GPU, 16-rdzeniowy Neural Engine)
- pamięć wewnętrzna to wbudowane 256 GB NVMe
- 6 GB pamięci RAM
- rozpoznawanie twarzy Face ID
- bateria 4325 mAh
- wyświetlacz 6,7″ Super Retina XDR OLED, 2778 x 1284, 60 Hz
- wymiary 160,8 x 78,1 x 7,8 mm
- waga 203 g
- port typu Lightning
- ochrona przed wilgocią klasy IP68
- aparat przód TrueDepth 12 Mpx
- aparaty z tyłu – główny 12 Mpx + 50.0 Mpx obiektyw ultraszerokokątny 12 Mpx, lampa błyskowa LED
- WiFi 6, 5G (sub-6 GHz), Bluetooth 5.3, AirPlay 2, chip U1, NFC
Coś Ty uczyniła…
Co by się nie działo to i tak będę podtrzymywać swoje zdanie, że bardziej byłabym zadowolona z MacBooka, niżeli z Iphone’a. Wracając, ekran został wzmocniony powłoką Ceramic Shield, która ma być ponoć nieziemsko odporna na uszkodzenia wynikające z upadków. Czego by tam nie zamontowali to i tak będę mieć szkło dodatkowe. Ramki wokół ekranu są całkowicie symetryczne, jednak widziałam już znacznie cieńsze. Na górze, w centralnym miejscu ekranu widać notcha, który mieści aparat do selfie i sensory należące do Face ID. Szkło na pleckach jest błyszczące i każdy, kto korzysta z telefonu bez etui nie będzie tym faktem niestety zadowolony.
Co tam jeszcze ciekawego? No tak, wysepka z aparatami, która w odróżnieniu od plecków jest matowa. Znajduje się ona w lewym górnym rogu i wygląda bliźniaczopodobnie jak w modelu 13. Obiektywy zostały umieszczone na skos, a pomiędzy nimi znajduje się dioda LED oraz mikrofon. Przyda się w trakcie nagrywania wideo. Co do samych aluminiowych, matowych ramek – po prawej jest przycisk wybudzania, a po lewej suwak do wyciszania telefonu i dwa przyciski do regulacji głośności. Delikatnie słyszalny klik jest całkiem przyjemny – niczym w dobrej klawiaturze mechanicznej. Poniżej znajduje się także slot na kartę nanoSIM. Górna ramka jest pusta, a dolna zawiera złącze Lightning oraz maskownice od jednego z głośników i mikrofonów.
No okej, wyglądasz spoko
Niczym bardzo kiepski tekst na podryw. Bo i tak muszę przyznać, że kolor złoty bądź właśnie niebieski w iPhone’ach akurat całkiem mi się podoba. Sam design tych telefonów od kilku serii wstecz jest niemalże taki sam, więc jedyne zmiany (wprawieni zwolennicy nadgryzionego jabłka) mogą zauważać w wykorzystanych podzespołach. No i ekranach, które, o ile dobrze kojarzę, też już się nieco pozmieniały. Telefonu bez etui nie używam, bo mam bzika na punkcie dbałości o urządzenia – tym bardziej, jeżeli tyle kosztują.
W etui też się dobrze prezentuje, choć bardziej czuć, że ma się cegiełkę w ręce. W porównaniu z moim starym Mate 20 X nadal jest to dla mnie za mały ekran, jednak wierzę, że w przyszłości trafi mi się jakieś bydle. Certyfikaty i tym podobne oznaczenia? Jedynie dwa znaki na jednej z krawędzi, na pierwszy rzut oka niemalże niezauważalne.
„Witaj” w świecie nadgryzionego jabłka
No przywitałam się, przywitałam. Choć od dawna mam starego jak świat iPada, na którym działa już jedynie Spotify, to konfiguracja na wstępie niewiele się różni na przestrzeni lat. Choć muszę przyznać, że już na samym początku miałam reakcję – ten telefon jest wolny. Dlaczego? Smartfon, za którego tyle zapłaciłam, ma odświeżanie na poziomie 60 Hz. Chryste Panie, telefony z niższej (znacznie!) półki cenowej oferują już 120 Hz w wersji podstawowej. Ale nie, Apple musi mieć zarezerwowane mocniejsze odświeżanie wyłącznie w mocniejszych wersjach swoich telefonów. Śmiech na sali. Więc nie dość, że jestem zawiedziona brakiem teleobiektywu i trybem makro, to telefon działa wolniej niż cokolwiek innego recenzowanego przeze mnie. I tak, uprzedzę Wasze zdanie – czytałam specyfikację przed zakupem. Tak jak i stwierdziłam (już wcześniej w tekście), że za dużo sobie życzą za jeden obiektyw więcej.
Miał być emejzing, a jest po prostu…
…bez szału. Telefon na swoich podzespołach po prostu działa i nic poza tym, jak większość smartfonów. Nie zawiesza się (nie wiem kiedy nowy telefon z Androidem zrobił to po raz ostatni), nie jest gorący od intensywnej pracy. Działa płynnie i bez problemu można mieć otwartych kilkanaście aplikacji w tle, natomiast robiłoby to większe wrażenie, gdyby częstotliwość odświeżania ekranu była znacznie wyższa.
Do dyspozycji mamy iOS 16 (mój stary iPad się zatrzymał na 12 xD). Wnioskując, jeszcze przez dobrych parę lat powinien być bezproblemowo wspierany aktualizacjami. Lepiej dla niego, gdyby tak się właśnie wydarzyło. Iphone 14 Plus ma kilka fajnych „bajerów” dotyczących personalizacji – choćby ekranu blokady, tworząc własną kompozycję. Wpadło kilka aktualizacji od stycznia i jedyne czego się bałam w tym telefonie to bateria. Kompulsywnie wręcz co jakiś czas sprawdzam, czy jej kondycja spadła już poniżej 100%. Obecnie nie.
No to trochę o baterii
4325 mAh to nie jest jakiś rewelacyjny wynik. Biorąc pod uwagę gabaryty (choć nie są wcale takie wielkie), można by się jej obawiać. Tym razem jednak okazuje się, że zdarzają mi się chwile, kiedy telefon jest do naładowania po ponad 38 godzinach, co uważam za mega osiągnięcie. Możliwe też, że jest to zasługa niskiego odświeżania, jednak chociaż z baterii mogę być w miarę zadowolona. Nie mogę tego jednak powiedzieć o czasie ładowania, który jest z lekka irytujący.
iPhone 14 Plus obsługuje oczywiście przewodowe ładowanie 20 W. Jeśli kupię sobie ładowarkę MagSafe, to zaoferuję mu 15 W, a na zwykłej ładowarce indukcyjnej jakieś 7,5 W. Pełne naładowanie telefonu po kablu, od 20% (bo wtedy dopiero podłączam) zajmuje… prawie dwie godziny. Klękajcie narody, mamy mocnego zawodnika, który znakomicie testuje cierpliwość swoich użytkowników.
Porobiłam trochę zdjęć…
Już pomijam, że zdjęcia do wszelakich recenzji wykonuję swoim starym Mate 20X, który obsługuje tryb makro – a ten jest mi często potrzebny. Brak autofocusa sprawia, że każde podejście to pogląd na zamglony widok na ekranie. Odnoszę wręcz wrażenie, że niektóre modele, choćby Motoroli, wykonują znacznie lepsze zdjęcia. iPhone 14 Plus korzysta z podstawowego i ultraszerokokątnego obiektywu, z czego oba mają rozdzielczość 12 Mpx. Sama aplikacja aparatu jest niezmienna od lat. Swego czasu korzystając ze służbowego iPhone’a (5 i 7) prezentowała się niemal dokładnie tak samo, jak w obecnych 14tkach.
Co Wam mogę powiedzieć… Zdjęcia w ogólnych rozrachunku są… Po prostu dobre. Kolory są realistycznie odwzorowane, szczegółowość na wysokim poziomie. Na minus zasługuje fakt, że tryb nocny włącza się automatycznie, co czasem dość mocno mnie irytowało. Niestety pozostaje się przyzwyczaić. Brak teleobiektywu sprawia, że zdjęcia w większym zbliżeniu nie zapierają tchu w piersiach.
A co do przedniego aparatu to… wychodzi jako tako. Spodziewałam się czegoś więcej. Przy lekko słabszym oświetleniu można już zauważyć, jak bardzo zdjęcie traci na jakości i okazuje się, że bez podbijania kontrastu i wyostrzenia obrazu, można je wyrzucić do kosza.
No odblokuj ten ekran!
By odblokować ekran w iPhonie 14 Plus, musimy wpisać 6-cyfrowy kod lub aktywować Face ID. To drugie się chyba niekoniecznie ze mną polubiło. Inne telefony zwykle korzystają z przedniego aparatu. Jeżeli chodzi o telefony z logiem nadgryzionego jabłka, to projektor podczerwieni nakłada na twarz ogromną ilość punktów widocznych dla czujnika. Mają one ponoć naznaczyć rysy twarzy, a czujnik głębi sprawdza, czy kształt i rysy zgadzają się z tym, co smartfon zarejestrował wcześniej. Moje się chyba co 5 godzin zmieniają, bo często muszę wpisywać kod…
Poprzez Face ID odblokujemy możliwość płatności zbliżeniowych, zalogujemy się do aplikacji bankowej czy też wprowadzimy z pęku kluczy hasła i loginy. Opcja całkiem przydatna i bardzo sprawna, jednak moja twarz chyba jest jakaś niewydarzona i niedostosowana do tego systemu.
Wibrujesz Ty całkiem przyjemnie
Haptyka w 14 Plus działa całkiem przyjemnie. Siła i długość wibracji jest dostosowana do rodzaju powiadomienia. Ponadto w trakcie wprowadzania tekstu jest ona niemalże niewyczuwalna, a po jakimś czasie stanowi już nieodłączny element, którego brakuje, gdy go wyłączymy. Sam dźwięk telefonu jest całkiem dobry. iPhone 14 Plus w swoich wbudowanych głośnikach obsługuje dźwięk przestrzenny Dolby Atmos. Generalnie zestaw ten działa bez zarzutów. Dźwięk jest wyraźny, głośny, telefon nie ma problemów również z odtwarzaniem głośnej muzyki i nie wytwarza przy tym szumów i innych dziwnych trzasków.
Dobra, wystarczy – podsumowanie iPhone 14 Plus
Gier na nim nie mam, bo mi w nim autentycznie szkoda baterii i możecie sobie w tym temacie mówić co chcecie. Od gier mam teraz swojego Mate 20 X, który ma ekran takiej wielkości, jaka mi odpowiada najbardziej. Co do iPhone’a 14 Plus, to ciężko powiedzieć mi o nim wiele dobrego. Brak teleobiektywu i trybu makro to jakiś żart, podobnie jak częstotliwość odświeżania ekranu. Bateria daje radę wytrwać z nami ok. 1.5 dnia, za to potrzebuje niemal 2 godzin, by być w pełni naładowana. Jakość wideo jest bardzo dobra i nawet szybko poruszając telefonem, widać płynne przejścia. Cena jak za tak wiele aspektów „na nie” również przemawia na niekorzyść.
Jednak jest to alternatywa dla tych, którzy chcą mieć iPhone’a z większym ekranem, ale model Pro kosztuje zbyt wiele, by wydać od tak. Mimo słabego odświeżania ekranu nie straszne mu kilka aplikacji w tle, płynnie działa i sprawnie otwiera każdą aplikację. Zobaczymy ile jeszcze z Tobą wytrzymam. Zdjęcia jakie są, takie są, bo… nie ma się czym chwalić.
Wsparcie w postaci wirtualnej kawy.
Dziękuję!