Pamiętam pierwsze reklamy Nintendo Switch. Te, które pojawiły się jeszcze na długi czas przed premierą i pokazywały świetną konsolę, na której można grać nie tylko w domu, ale też w podróży.
To właśnie mobilność Switcha przekonała mnie ostatecznie do tego, żeby się w niego zaopatrzyć – dużo podróżuję, nie tylko służbowo, ale i prywatnie, więc taka konsola wydawała się idealnym rozwiązaniem. Dodatkowo — to przecież Nintendo. Nie miałam wątpliwości, że gry wydawane specjalnie na tę platformę będą mi sprawiały mnóstwo frajdy i z pewnością spędzę z nimi długie godziny.
Rok później
Mniej więcej rok po zakupie widzę już, że sytuacja nie jest tak różowa, jak mogło się na początku wydawać.
Owszem, konsola jest bardzo wygodna i pojawiło się na niej kilka tytułów, które zapamiętam na długie lata i do których z przyjemnością będę wracać. Nie jest to jednak ten poziom mobilności, na który bym liczyła. Owszem, przy wyjazdach do domu konsola sprawdza się rewelacyjnie – do grania w pociągu jest idealna. Często zabieram ją też w drogę do pracy albo na długą jazdę samochodem w roli pasażera. Bateria jest całkiem pojemna i starcza na mniej więcej 4–5 godzin intensywnego grania w większe tytuły. Są oczywiście też takie gry, które wyczerpują ją znacznie wolniej – jak na przykład moje ukochane Stardew Valley.
Jednak mimo tego, że faktycznie Switch jest bardzo mobilny i na ogół zabieram go wszędzie, mniej więcej na początku roku stanęłam przed dużym dylematem. Czy zabrać go ze sobą na trzytygodniowy wyjazd do Chin? Czy może zastanowić się jednak nad starym DS Lite?
Rozmiar ma znaczenie
Ponieważ nasza trasa zaczynała się w Hong Kongu, a kończyła w Pekinie, lwią jej część mieliśmy spędzić w podróży – w pociągach, samolotach i autokarach.
Na samym początku założyłam, że oczywiście muszę zabrać ze sobą Switcha. Wtedy jednak dotarło do mnie, że przecież absolutnie nie powinnam tego robić. Po pierwsze dlatego, że konsola zajmie dość dużo miejsca w plecaku, z którym zamierzałam podróżować na co dzień, a po drugie – jest ciężka!
Nie przeszkadza mi to na krótkich trasach czy przy podróżach pociągiem po Polsce lub samolotem po Europie. Jednak na tych o wiele dłuższych odcinkach może to już być problematyczne. Nie wspominając nawet o tym, że chociaż mam bardzo wytrzymały pokrowiec na moją konsolę, obawiałabym się o jej uszkodzenie w zatłoczonych pociągach i autokarach. Dodatkowo bateria trzymająca 4–5 godzin nie sprawdziłaby się raczej przy całonocnych podróżach kuszetkami.
Po głębszym zastanowieniu postanowiłam zrezygnować z zabrania ze sobą Switcha i wpakowałam do torby starego, wysłużonego DS Lite’a – głównie dlatego, że nawet, gdyby coś się z nim stało, nie byłaby to dla mnie aż tak ogromna strata. Poza tym okazało się, że o wiele więcej gier nadających się na podróż mam właśnie na DS Lite, co ostatecznie przesądziło o decyzji.
Switch vs DS Lite
Absolutnie nie uważam, że te konsole powinno się ze sobą zestawiać pod kątem mocy – zwłaszcza, że mój DS to bardzo stary model, który ma już ponad 10 lat.
Oczywiście chciałabym móc przez całą drogę grać w Hollow Knight lub Stardew Valley, a na dokładkę włączyć sobie jeszcze najnowszą Zeldę albo Mario Kart. Nie zmienia to jednak faktu, że w porównaniu do naprawdę malutkiego DS Lite, Nintendo Switch jest po prostu cegłą. Obawiam się też, że Switch mógłby być o wiele mniej wytrzymały i nie znieść spotkań z chińskimi tłumami i bagażnikami zbyt dobrze. Tak więc egzamin na faktyczną mobilność chyba jednak DS Lite zdaje o wiele lepiej.
Jak to jest z tą mobilnością?
Wbrew temu, co można byłoby sądzić po przeczytaniu poprzednich akapitów, mimo wszystko uważam Switcha za bardzo mobilną konsolę, jeśli wziąć pod uwagę jakość gier oraz fakt, że można na nim grać w naprawdę duże tytuły. Dodatkowo nadal uważam, że w obecnej chwili to najlepsza i najbardziej przyjemna w użytkowaniu konsola, jaką mam w domu. Dlaczego? Głównie dlatego, że w każdej chwili mogę ją wyjąć z docka i przenieść do sypialni, nie musząc nawet przerywać gry. I to jest chyba główna zaleta tej mobilności – o ile Switch świetnie nadaje się do grania w łóżku i podczas niektórych podróży, już teraz wiem, że na dalsze i dłuższe wypady raczej nie będę go ze sobą zabierać.
Jeśli już postawię na jakąkolwiek przenośną konsolę, będzie to raczej 3DS, na którym będę mogła grać w Chrono Trigger i Cooking Mama.
Mam wrażenie, że Switch został zaprojektowany w trochę innym celu. Mobilność w jego przypadku to właśnie krótkie eskapady w roli pasażera w samochodzie lub podróże, w których pełni on rolę konsoli do gry już w miejscu docelowym. Jak dla mnie to optymalne wielkościowo, stanowiące taki „złoty środek” w projektowaniu handeldów, są NDS czy PSP. Wygodne do przewożenia i gry, a jednocześnie jeszcze z sensownym wyświetlaczem czy rozłożeniem przycisków.
Toteż właśnie o tym napisałam 🙂 na krótkie wypady sprawdza się super, zawsze zabieram go ze sobą na wyjazdy do domu i jakieś krótsze wycieczki. Niestety na długie wypady jako konsola głównie przenośna się moim zdaniem nie nadaje, co nie umniejsza mu oczywiście bycia rewelacyjną opcją do przenośnego grania na co dzień.
Wiem, wiem, dlatego też w komentarzu się z Tobą zgadzam. 😉
Ja tak z pytaniem na inny temat. Skąd posiadasz te cudowne pluszaki Iron Mana i Kapitana? Gdyż czuję miłość i potrzebę posiadania 😀