Muszę przyznać, że miło się patrzy na urządzenia, które nieźle się prezentują. Podobnie mam zerkając na najnowszą Motorolę edge 20 lite. Telefon dobrze leży w dłoni, trafił do mnie w ślicznym kolorze, aparaty są fajnie ułożone, jednak coś mimo wszystko mi w niej nie grało. Za chwilę dowiecie się, co mam na myśli. Mimo tego i tak uważam, że Motorola robi duży krok naprzód i dzieje się z jej produktami coraz więcej dobrych rzeczy.
Jak już otworzyłam pudełeczko, dotknął mnie zaszczyt zrzucenia reklamowej folii ochronnej z wyświetlacza. Normalnie, przypomniało mi się, jak to jest – swój telefon mam już drugi rok i zapomniałam jakie to uczucie. W pudełku znajduje się:
- Motorola edge 20 lite w kolorze Lagoon Green
- dedykowany case Motoroli na plecki
- ładowarka
- kabel USB C
- instrukcja obsługi
- kluczyk do otwierania slotu SIM
Specyfikacja techniczna Motoroli edge 20 lite
Ze względu na to, że edge 20 lite to nowe dziecko Motoroli, byłam ciekawa, co skrywa pod swoją skromną obudową. Choć jest to mniejsza siostra serii edge 20, po samych parametrach można się domyślać, że trafił do nas konkurencyjny zawodnik. Jednak, czy wszystko w trakcie użytkowania działa jak powinno? Zerknijmy poniżej:
- dostępna w kolorze Lagoon Green oraz Electric Graphite
- system operacyjny Android 11™
- procesor MediaTek Dimensity 720
- pamięć wewnętrzna to wbudowane 125 GB i możliwość rozszerzenia do 1 TB za pomocą karty microSD
- 8 GB pamięci RAM
- czujniki: zbliżeniowy, światła otoczenia, akcelerometr, żyroskop, magnetometr (kompas)
- czytnik linii papilarnych na bocznym przycisku + odblokowanie telefonu za pomocą rozpoznawania twarzy
- bateria 5000 mAh
- wyświetlacz 6,7″ FHD+ (2400 x 1080) | z proporcjami 20:9 Max Vision
- wymiary 166 x 76 x 8,25 mm
- waga 185 g
- port typu C (kompatybilny z USB 2.0), gniazdo słuchawkowe 3,5 mm
- model z ekranem wyposażonym w szkło 2.5D z powłoką chroniącą przed odciskami palców, plecki wykonane z nakładki pleksi
- aparat przód 32 Mpx
- aparaty z tyłu – główny 108 Mpx Mpx z technologią Ultra Pixel, 8 Mpx ultraszerokokątny (pole widzenia 118 stopni), aparat głębi ostrości 2 Mpx + lampa błyskowa LED
- jeden głośnik na dole + 2 mikrofony
- Bluetooth 5.1, NFC, Wi-Fi
Ekran prawie idealny
Czułością ekranu edge 20 lite można się zachwycać. Przyznaję, że coraz lepiej wychodzi mi obsługa telefonami mniejszymi niż mój telefon. Dla wielu ekran o przekątnej 6.7″ może wydawać się już za duży. Na całe szczęście mnie ten problem nie dotyczy. Do wykorzystania otrzymujemy ekran z technologią Max Vision HDR10+, który wykorzystuje technologię OLED. Dzięki niej odnosiłam wrażenie, że obraz jest bardzo czysty a gama kolorów wychodzi poza wszelkie wyobrażenia. Na dodatek wszystko co wyświetlamy jest bardzo płynne dzięki częstotliwości odświeżania 90 Hz. Patrzenie na ten ekran to czysta przyjemność. Oczywiście, szkła na ekranie nie mogło zabraknąć.
edge 20 lite może się podobać, również pod względem designu. Mój egzemplarz w kolorze Lagoon Green wręcz skradł moje serce. Etui dołączone do zestawu delikatnie powiększa jego gabaryty, jednak nie przeszkadza w wygodnym użytkowaniu. Bryła, jak się domyślacie i zdążyliście pewnie zauważyć na zdjęciach, jest prawie nie do odróżnienia od innych nowoczesnych flagowców. W oczy rzucają się cienkie ramki wyświetlacza na całym obwodzie oraz popularny układ aparatów. W tym miejscu dodam jeszcze, że możemy również zauważyć stylowe zaokrąglone krawędzie. Ten telefon, po prostu, prezentuje się dobrze i jest dostępny w niestandardowych kolorach – co zdecydowanie możemy zaliczyć na plus.
No i niestety, jak dla mnie największy mankament dotyczący Motoroli, a mianowicie umiejscowienie czytnika linii papilarnych na przycisku zamontowanym na bocznej krawędzi telefonu. Zostawiając już wygodne odblokowywanie telefonu poprzez czytniki na pleckach, przycisk ten nadal jest jakoś dziwnie umiejscowiony. Czasami nie mogłam odblokować telefonu, ponieważ czytnik nie wychwycił linii, palec był (ponoć) źle ułożony i kończyło się wpisywaniem kodu – co w moim telefonie w ogóle się nie zdarza. Po przeciwnej stronie smartfona możemy znaleźć przycisk dedykowany naszemu ulubionemu asystentowi Google. Innymi słowy: tak, ten telefon jest ładny.
Zaczynamy zabawę
Wszystko zaczęło się od standardowej procedury rodem z iOS. Wystartowałam z kopiowaniem danych ze swojego telefonu na edge 20 lite. Przynajmniej można raz na zawsze zapomnieć o ponownym wyszukiwaniu sieci, przypominaniu sobie wszystkich haseł do Wi-Fi (i nie tylko), a także nie trzeba się zastanawiać, czy nie brakuje nam czasem jakiejś aplikacji, z której korzystamy w pewnych sytuacjach. Całość tego procesu trwała zaledwie kilka minut, jednak wiadomo, że pobieranie wszystkich aplikacji zajmuje trochę czasu. W tym przypadku ponownie mamy do czynienia z czystym Androidem 11, co niezmiernie mnie cieszy.
Płynności działania telefonu jest znakomita, wręcz chciałabym, żeby mój Mate 20 X działał tak szybko. Przechodzenie pomiędzy przeróżnymi aplikacjami to wręcz formalność, to po prostu się dzieje w czasie krótszym niż mrugnięcie okiem. Telefon bezbłędnie działał podczas korzystania z kilku aplikacji jednocześnie. Również i tym razem ze względu na umiejscowienie aparatu z przodu postanowiłam wszystkie aplikacje przestawić na biały kolor. Mimo to pojawił się jednak jeden problem, a dokładnie, nie uwierzycie, z Instagramem. Interfejs telefonu pozostał w ciemnych kolorach, aplikacje zostały przestawione na biały (Twitter, Messenger, Facebook, Instagram). Po kilku dniach moim oczom ukazał się… czarno-biały Instagram, który co jakiś czas na kilka chwil zmieniał się na czarny! Ciekawe…
Nie mogło również zabraknąć gestów Motoroli, których chyba nigdy nie opanuję do perfekcji. Tylko raz dzięki nim udało mi się włączyć aparat – jednak przez cały okres testów smartfona nie udało mi się powtórzyć tej sztuki. Oczywiście, najczęściej wykorzystywałam włączanie latarki, np. podczas wychodzenia z samochodu (zawsze, zanim się pozbieram, zdąży już wszystko wygasnąć). Podobnie jak w przypadku każdej testowanej przeze mnie Motoroli – w momencie pojawienia się powiadomienia z aplikacji, wystarczy przytrzymać ikonkę i pojawi się podgląd, bez konieczności odblokowania telefonu. Można nawet szybko odpowiedzieć na jakąś wiadomość lub popatrzeć i stwierdzić, że temu komuś to już podziękujemy i życzymy miłego dnia, nie odpowiadając.
Ładowanie | Bateria w edge 20 lite
Zdecydowanie na ten temat nie ma na co narzekać. Korzystamy z pojemnej baterii o pojemności 5000 mAh, która w połączeniu z dedykowaną technologią TurboPower 30 zapewnia bardzo długi czas działania przy krótkim czasie ładowania. I uwierzcie mi – to działa. Przy pełnym wykorzystaniu telefonu poprzez używanie masy przeróżnych aplikacji, telefon bez problemu wytrzymywał prawie dobę. Wiadomo, w pracy sobie troszkę odpoczywał, kiedy spałam również. Pełne naładowanie tej baterii trwało lekko ponad godzinę (zapominam to notować, mój błąd). Najlepiej odwzorował to fakt, że w połowie dnia, na pasku baterii widniała ponad połowa naładowania. To chyba jedna z większych zalet najnowszych telefonów Motoroli.
To co interesuje nas najbardziej – aparat
No i tu zrobi się taki misz masz, że nawet go sobie nie wyobrażacie. Po zadowoleniu z aparatów w moto g100 liczyłam na jeszcze lepsze wrażenia. Tymczasem, muszę z żalem przyznać, że się rozczarowałam. Do dyspozycji otrzymujemy – porządnie wyglądające w opisie – aparaty: główny 108 Mpx Mpx z technologią Ultra Pixel, 8 Mpx ultraszerokokątny (pole widzenia 118 stopni) i aparat głębi ostrości 2 Mpx. I to wszystko zapowiada się naprawdę dobrze i nie mogłam się doczekać zrobienia pierwszego zdjęcia jeszcze lepszego niż w poprzednich testach, a wyszło… Jak wyszło.
Wyjeżdżając do znajomych, odstrzeliłam się jak mrówka na święto lasu, więc postanowiłam strzelić sobie selfie aparatem z przodu, który ma 32 Mpx. Zrobiłam i… się przeraziłam. Zdjęcia nadal wyglądają na bardzo „sztuczne”. Wyłączyłam nawet automatyczny HRD i wykrywanie scenerii – kolor mojej skóry był bliski koloru pomarańczy, choć jestem blada jak ściana. Dlatego z robienia zdjęć przednim aparatem całkowicie zrezygnowałam i wszystkie przerażona usunęłam. Podgląd na wykonywane zdjęcie również wygląda jakoś dziwnie. Jest sztucznie wygładzony, a po zrobieniu zdjęcia, jego wygląd się zmienia. Podobnie jak podczas robienia zdjęć aparatami z tyłu.
Mając porównanie z moto g100, brakuje mi takiej stabilizacji obrazu, jak we wspomnianej teraz Motoroli. Ogólnie ręce się mi trzęsą (patrząc na to ile jem i ile kawy piję), więc większość zdjęć robiłam na wdechu. W tylnym aparacie również wyłączyłam automatyczny HDR i wykrywanie scenerii na jakiś czas. To drugie głównie dlatego, że ani razu nie została wykryta (oprócz zdjęć nocnych)… Zdjęcia, mam wrażenie, wychodzą czasem nieco sztucznie, lekko rozmazane, nie ma tej ostrości, którą zachwycałam się w poprzedniej recenzji i której zazdrościłam. Mam na uwadze, że jest to wersja lite, jednak spodziewałam się ogromnego boom. Chyba niepotrzebnie.
Tryb nocny
Tu też robi się ciekawie. Spodziewałam się wybicia głębokiej czerni, redukcji szumów i braku większych prześwietleń. Tymczasem efekt jest, jaki jest. Możecie go zobaczyć na zdjęciach poniżej. Pierwsze są wykonane na ulicy, podczas deszczu, gdzie światło odbijało się od asfaltu. Drugie zestawienie standardowo w mieście, na rynku. Co o tym sądzicie?
Tryb makro
Niby wszystko jest tak, jak być powinno, a z drugiej strony brakuje mi nieco tej magicznej ostrości i wybicia szczegółów. Na ikonce Xboxa fajnie widać różnice pomiędzy zrobieniem zdjęcia w trybie automatycznym i w trybie makro. Oczywiście, oparłam rękę o półkę, więc nie było możliwości, by telefon się poruszył podczas pstrykania. Również podczas robienia zdjęcia kwiatom na pierwszy strzał mamy tryb automatyczny, który mimo klikania w obszar, na którym chcemy złapać ostrość, sobie nie poradził, tak w trybie makro wychwycił te magiczne szczegóły. Podoba Wam się?
Szeroki kącik
Specjalnie wybrałam się na spacer, żeby zrobić kilka ujęć i sprawdzić, jak sprawuje się obiektyw ultraszerokokątny. Pogoda na zdjęciach, jaka jest – każdy widzi, więc na oświetlenie scenerii nie miałam co narzekać. Jedyna kwestia to ponowne wstrzymywanie oddechu podczas robienia zdjęcia, żeby się czasem nic nie rozmazało. Co do całej opinii na temat zdjęć w edge 20 lite – wychodzą ostre, lecz mogłyby być lepsze. Kolory są ładne, jednak wszystko zależy od oświetlenia (mimo iż zdjęcia są automatycznie doświetlane). Podsumowując – aparat wystarczający dla osób, nie mających wygórowanych wymagań, a chcących od czasu do czasu zrobić dobre zdjęcie. No chyba że to ja nie umiem się nim obsługiwać, naturalny kolor włosów zaczyna tu odgrywać potężną rolę.
Działanie procesora z grami
Jak to w każdej Motoroli, tak i w edge 20 lite postanowiono nie pomijać graczy. Smartfon wyposażono w dedykowaną funkcję Gametime, która będzie nam towarzyszyć podczas każdej rozgrywki. Funkcja ta umożliwia wykonywanie kilku zadań podczas gry. Możemy wyciszyć powiadomienia, zrobić zrzut ekranu w trakcie gry, nagrać rozgrywkę, aktywować tryb „nie przeszkadzać” czy też chwilowo wyłączyć gesty Moto. Skrót w postaci niewielkiego kółeczka jest widoczny po lewej stronie ekranu. Nie przeszkadza w rozgrywce, a wręcz przeciwnie – czasem może się okazać bardzo przydatna.
Gametime i procesor Mediatek Dimensity 720 tworzą ciekawy duet. Jego działanie jest wystarczające dla większości gier, które wymagają nawet dużej ilości zasobów. Podczas swoich rozgrywek nie zauważyłam problemów z płynnością, a wręcz przeciwnie – wszystko działało bardzo dobrze. Producent udostępnił 8 GB pamięci RAM i akcelerator wideo Mali G57MC3, które sprawują się na piątkę.
Pozostałe ciekawostki
Jak już wcześniej wspomniałam, wydaje mi się, że Motorola idzie w dobrym kierunku. Smartfony, jakie pojawiają się na rynku, oferują wiele ciekawych funkcji, a przy tym są niezawodne i świetnie wyglądają. Na pokładzie każdej z nich, również edge 20 lite, otrzymujemy czystego Androida bez zbędnych aplikacji, poza kilkoma dedykowanymi od Motoroli, które w niczym nie będą nam przeszkadzać. Telefon możemy dostosować według własnych preferencji, a tapety systemowe, tak, nie są najgorsze i nawet zrezygnowałam ze swojej z Kanekim (Tokyo Ghoul).
Jeżeli lubicie wykorzystywać telefon do pracy, edge 20 lite okaże się świetnym kompanem. Ekran telefonu można podzielić na dwie części z wykorzystaniem gestów. W ten sposób zerkamy sobie na dwie aplikacje jednocześnie, a telefon nawet nie da nam znać, że się męczy i jego wydajność leci w dół. Ponadto dźwięk, jaki wydobywa się z głośnika jest wyraźny, a uszy nie będą Was boleć od dziwnych częstotliwości.
Telefon jest starannie wykonany i widać, że jeżeli chodzi o design, to projektanci nie śpią. Matowe plecki po wyjęciu z ochronnego etui są śliczne. Nie dziwcie się, że na ekranie pojawiło się szkło ochronne – tak już mam. Jednak i bez niego korzystanie z telefonu jest czystą przyjemnością. Jedyne, co mnie boli, to ten ładnie wyglądający aparat, który jednak ma kilka wad. Ewentualnie to ja nie umiem z niego korzystać – a tej opcji również nie wykluczam.
Podsumowanie – edge 20 lite
Mniejsza siostra edge 20 i edge 20 pro jakoś sobie radzi. Omijając temat aparatów, edge 20 lite prezentuje się bardzo dobrze, a do tego świetnie wygląda. Patrzenie w ekran jest czystą przyjemnością, a prędkość podczas przechodzenia z jednej aplikacji do drugiej jest fenomenalna. Odniosłam wrażenie, że żadne zadanie nie jest dla niej kłopotem. Na duży plus opcja Ready For, dzięki której do aplikacji telefonu i plików z komputera możemy uzyskać dostęp na tym samym ekranie, a nawet błyskawicznie przenosić pliki między urządzeniami. edge 20 lite będzie odpowiednią propozycją dla osób, które niezbyt często wykonują wymagające zdjęcia. Brak stabilizacji i dziwnie gładki podgląd podczas robienia zdjęcia mnie, osobiście, zniechęcił. Mimo tego przyjemnie było móc się z nią zaprzyjaźnić.
Dziękujemy firmie Motorola Polska oraz Rumour za możliwość testów urządzenia.