Czy wyobrażasz sobie świat, w którym najważniejszą rzeczą będzie pomnażanie informacji?
Czy wyobrażasz sobie, że człowiek będzie tylko służył do tego, aby tych informacji było jak najwięcej i aby docierały jak najdalej? Taki świat przedstawia, opisuje dataizm. Czym on jest i dlaczego warto poruszyć jego temat? Oraz co może przynieść w przyszłości?
Dataizm przez wielu jest interpretowany i określany jako religia. Inni uważają, że to ideologia. Jest to termin dość nowy w słowniku polskim. Na stronie http://nowewyrazy.uw.edu.pl/haslo/dataizm.html zdefiniowano go jako „ideologia, przedstawiana też jako nowa forma religii, w której najwyższą wartością jest przepływ informacji”.
Strona ta definiuje też takie słowa związane z owym pojęciem jak:
- dataholizm – «uzależnienie od pozyskiwania danych oraz informacji, zwłaszcza z internetu; infoholizm.
- dataholik – osoba dotknięta dataholizmem. Czyli osoba, która jest uzależniona od pozyskiwania informacji i dzielenia się nimi.
Pierwsze spotkanie z dataizmem
Pierwszy raz z pojęciem dataizmu spotkałam się w książce Y. Harari’ego „ Homo Deus” i temat ten bardzo mnie zainteresował. Jednak polskich źródeł na ten temat jest bardzo mało i nie wnoszą nic więcej niż informacje w tej książce. Autor poświęca temu zagadnieniu cały rozdział.
Wyznawcy, a raczej zwolennicy dataizmu uważają, że człowiek jest tylko biochemicznym algorytmem. Zresztą nie tylko człowiek, ale i każdy organizm żywy. Taka jednostka ma tylko dwa zadania – stworzenie systemu przetwarzania danych oraz zjednoczenie się z nim. W ten sposób powstanie globalna sieć informacji.
Do czego prowadzi dataizm?
Według dataizmu, panowanie człowieka, jego era właśnie się kończy. Kiedy już dojdzie do utworzenia tej globalnej sieci, odkryjemy, że nie jesteśmy wcale ostatnim / najwyższym poziomem w ewolucji. „Homo sapiens to algorytm, który jest passe.” – pisze Harari. Zostaniemy zrównani z innymi zwierzętami, bo czym niby różni się informacja wytwarzana i wysyłana do wszechświata przez psa od informacji wysyłanej przez człowieka? Właśnie, czym? Okaże się, że nie jesteśmy wcale tacy wielcy i ważni, jak wydawało się przez stulecia. Dataizm tylko na pierwszy rzut oka ma wspierać i wspomagać człowieka. Tak naprawdę dba tylko i wyłącznie o interes informacji.
Utworzenie tej sieci ma doprowadzić do sytuacji, gdzie system ten będzie rozumiał nas lepiej niż my siebie, więc połączenie się z globalną siecią winno być uznawane przez nas jako największe szczęście. Dlaczego? Naszą nagrodą będzie też to, że algorytm powie nam wszystko – jeden system powie Ci, co masz ubrać, co masz zjeść, inny umówi Cię na randkę z idealnym partnerem. Jeszcze inny wybierze Ci samochód, mieszkanie, meble, sprzęt AGD itp… Tylko czy wtedy rzeczywiście będziemy szczęśliwi? Czy nasze życie będzie wtedy prostsze, lepsze? Warto zastanowić się chwile nad tym, czy takie systemy rzeczywiście podejmą lepsze decyzje niż my sami. Chociaż temat tego, co tak naprawdę oznacza „Ja”, również poruszany jest w tej książce.
Dataizm wręcz krzyczy do nas: zrobiłeś zdjęcie – udostępnij je, przeczytałeś książkę – napisz o tym, nagrałeś filmik na rodzinnym przyjęciu – wrzucę go do sieci! To tak jak słynne hasło – nie masz Facebooka – nie żyjesz. Chociaż bardziej pasowało by „nic nie znaczysz”. Jesteś bezużyteczny. Nie przyczyniasz się do rozwoju.
Człowiek musi pomnażać i udostępniać dalej informacje. Informacja musi być wolna i kropka.
Jeśli przeraża Cię ta wizja, to należy uświadomić sobie, że na co dzień uczestniczymy w tworzeniu globalnego systemu przetwarzania danych. Udostępniamy wpisy na Facebooku, Twitterze, wrzucamy zdjęcia na Instagram, udostępniamy video na Youtube. Piszemy blogi, tworzymy strony internetowe. Dzielimy się przeżyciami, przemyśleniami, wiedzą. Uczestniczymy w tym mniej lub bardziej świadomie. A tego chce dataizm i jego wyznawcy. Harari w swojej książce podkreśla, że nikt, absolutnie nikt nie kontroluje internetu i przepływu danych. Rząd nie nadąża za zmianami w internecie. Zanim stworzy się jakąś ustawę, wprowadzi ją w życie internet zdąży się już się przekształcić, zmienić i dane przepisy mogą nie wpłynąć na sieć w taki sposób, jak to było zamierzone. Albo nie wpłyną wcale.
Ciekawa jest historia pierwszej ofiary dataizmu (jak nazwał go Harari) – Aaron Swartz. Swartz bardzo wcześnie zaczął swoją przygodę z internetem. Był założycielem m.in. Demand Progress, Progressive Change Campaign Committee. W pracach, które publikował, poruszał kwestie swobodnego dostępu do danych, wiedzy, informacji. W Open Acess Manfest nawoływał do otwartego dostępu do np. publikacji naukowych. Głosił, że wszyscy ludzie powinni mieć jednakowy, darmowy dostęp do tego typu rzeczy. W 2011 roku wykradł artykuły z bazy danych JSTOR (biblioteka cyfrowa). Został zatrzymany i postawiony w stan oskarżenia. Po uwolnieniu, które nastąpiło po wpłaceniu kaucji, Swartz popełnił samobójstwo w swoim mieszkaniu. Po tym wydarzeniu sama JSTOR ogłosiła, że nie będzie dochodzić swoich praw.
Co dalej?
Czy każdy z nas, udostępniając informacje w internecie, przyczynia się do tego, co chcą osiągnąć dataiści? Chyba tak. Czy to oznacza, że mamy teraz porzucić internet, skasować wszystkie konta na portalach społecznościowych? Usunąć maila, numer telefonu?
Nie. Według mnie chodzi tu o samą świadomość istnienia dataizmu i jego wyznawców. Tego, co chcą osiągnąć i co to może przynieść w przyszłości. I tego jak wszelkie algorytmy, systemy itp. wywierają wpływ na nasze życie, codziennie wybory.