I na drugą nóżkę! Na rauszu | recenzja

Czy wiecie, że według norweskiego psychiatry, Finna Skårderuda, człowiek rodzi się ze zbyt niskim stężeniem alkoholu we krwi?  

Na rauszu (oryg. Duk) w reżyserii Thomasa Vitenberga to tytuł z 2020 roku, który otrzymał aż dwadzieścia dwie nominacje do nagród. Łącznie zdobył ich czternaście, w tym Oskara, za najlepszy film międzynarodowy.  

W duńskiej produkcji jedną z głównych ról gra Mads Mikkelsen (znany m.in. z serialu Hannibal i filmu Polar). Nie ukrywam, jest on jednym z moich ulubionych aktorów. Znów mnie zachwycił swoją grą aktorską jak zapewne i wielu fanów. W doskonały dla mnie sposób, potrafi wcielić się w każdą postać, nadając jej indywidualny charakter. Aktor przez wiele lat był profesjonalnym tancerzem, co też zostało pokazane w filmie, w jednej z według mnie, najlepszych scen. Moje ulubione ujęcia kręcone „z ręki”, przyjemne dla oka kadry i muzyka, chwilami symboliczna, to tylko część argumentów, przez które po wyjściu z kina, miałam ochotę wrócić i obejrzeć film jeszcze raz.  


Promile na początek

Dlaczego tekst zaczęłam od promili? Bo po części wokół nich i teorii fińskiego psychiatry kręci się fabuła filmu. Czwórka nauczycieli z Duńskiej szkoły zaczyna czuć wypalenie w życiu zawodowym i prywatnym. Jeden z nich, Nikolaj (Magnus Millang) w swoje czterdzieste urodziny, proponuje wcielić to w życie i sprawdzić, czy utrzymując we krwi 0,5 promila alkoholu, uda im się pracować na wyższych obrotach.

I tak oto oglądamy historię czwórki mężczyzn, którzy doszli do etapu swojego życia, w którym trafili na ścianę. Czas płynie nieubłaganie, obnażając skutki decyzji z przeszłości. Przychodzi moment podsumowania, czy warto było porzucić szansę na lepsze wykształcenie, czy warto było założyć rodzinę… Jest też pytanie, które siedzi w głowie Martina (Mads Mikkelsen) – „Czy stałem się nudny?„. 

W chwili zwątpienia pojawia się chęć powrotu do czasów młodości, do uczucia, gdy było się „na luzie”, a problemy nie przytłaczały aż tak, jak teraz. Teoria 0,5 promila staje się kusząca. Jest jak obietnica poprawy, jaśniejszego spojrzenia na wszystko i rozwiązanie przynajmniej kilku problemów. 

Jak się okazuje, już pierwszego dnia dostają potwierdzenie i zaczynają wcielać w życie „eksperyment”, zachowując pozory panowania nad sytuacją. W końcu kontrolują wszystko alkomatem, prawda? Mimo wszystko, w ludzkiej naturze leży sprawdzanie granic, nawet tych cienkich. Czy może być lepiej? Czy są inne teorie dotyczące alkoholu? No i oczywiście, szukanie potwierdzenia pozytywnego działania trunków na twórczość artystów czy działania polityków. Uczniowie są zadowoleni efektami zmiany zajęć na mniej konwencjonalne, nauczyciele czują w końcu spełnienie. 

© Henrik Ohsten

Wszystko jest dla ludzi

Jak się mawia, alkohol jest dla ludzi. Niestety bardzo łatwo może też zniszczyć wszystko.

Podczas oglądania filmu, momentami nawet chciałoby się stuknąć kieliszkiem z nauczycielami, ale cały czas, z tyłu głowy pojawia się myśl, że ich plan nie może się zakończyć dobrze. Mimo że pierwsze założenie brzmiało dość niewinnie i miało trwać jedynie krótki czas. 

Okazuje się, co było dość oczywiste, że nawet mając bardziej otwarty umysł, problemy nagle same się nie rozwiążą. Szczególnie te, które okazują się mieć zalążek dużo głębiej, niż mogło się wydawać. Eksperyment trzeba zakończyć, gdy wszystko zaczyna się komplikować. Czterej mężczyźni w „pracy naukowej”, napisali ostatnie zdanie, ale czy to oznacza koniec życia „na rauszu”? 

Temat podjęty w filmie był dość trudny, łatwo przy tym było o zbyt prześmiewcze podejście lub gloryfikację alkoholu. Teraz już rozumiem, czemu zdobył tak wiele nagród. Thomas Vinterberg miał idealne wyczucie, pokazując prawdziwe problemy, o których się nie mówi. Dotyczące nie tylko alkoholu, zmuszające do refleksji, myślę, że poruszą widzów w każdym wieku.  

Obsada filmu

Mogłabym godzinami rozpływać się nad każdą rolą Madsa Mikkelsena, ale w Na rauszu cała obsada, w moim odczuciu, idealnie oddała charakter każdej z postaci. Ich emocje i zachowania, nie raz sprawiły, że w oku pojawiła się łza. Podczas tego seansu, film wywołał emocje wśród większości widzów. Wszyscy równo się śmiali, do czasu, aż zapadła absolutna cisza. Możliwe, że wpływ na to miało miejscem – studyjne kino w Kinotece, lub po prostu wyjątkowość tej produkcji. Jak już wspomniałam, pewnie sprawdzę to znów przy najbliższej możliwej okazji. 

Na koniec

Podsumowując, szczerze mówiąc, nie byłam pewna, czego się spodziewać po filmie Na rauszu. Wiedząc, ile nominacji i nagród otrzymał, byłam niemal pewna (jak się okazało, słusznie), że się nie zawiodę. Historia, która bawi do łez, by nagle brutalnie ściągnąć na ziemię. Pokazuje nam delikatny temat oraz konsekwencje, dodając do „eksperymentu” więcej czynników takich jak sytuacja życiowa czy charakter bohaterów. 

Koniec końców, teoria Skårderuda powinna pozostać teorią.

Film możecie obejrzeć w kinach od 11 czerwca, do czego bardzo zachęcam. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piotr pisze:

Zachęciłaś do obejrzenia 🙂