Produkcja pozwala na przeniesienie się do magicznego świata skrywającego całkiem sporą liczbę zagadek do rozwikłania. To krainy pełne legend i opowieści inspirowane mitologią Wysp Kanaryjskich. Przeniesienie tego na konsole przenośne Nintendo Switch oraz na Steama okazało się fajnym eksperymentem, który można uznać za udany. Oto recenzja gry Guayota.
Produkcja jest całkowicie zainspirowana licznymi legendami związanymi z Wyspami Kanaryjskimi i mitologią Guanczów. Guayota przedstawia historię grupy odkrywców wysłanych przez Królestwo Hiszpanii na odnalezienie legendarnej Wyspy Świętego Brendana. Jako główny bohater wraz z biegiem czasu w rozgrywce zrozumiemy, że ta wyspa, uważana za raj na Ziemi, może tak naprawdę skrywać mroczniejsze tajemnice. Za pojawienie się tego tytułu na rynku odpowiada hiszpańskie niezależne studio Team Delusion oraz francuski wydawca Dear Villagers. Gra pojawiła się na Steamie i Nintendo Switch 13 sierpnia 2024.
Kluczowe cechy gry
- Tajemnice wyspy św. Brendana. Zanurzamy się w bogatej grze logicznej, która czerpie inspirację z legendy o św. Brendanie. W poszukiwaniu swoich towarzyszy będziemy eksplorować świątynie starożytnych bogów, z których każda skrywa głęboką tajemnicę i oferuje fragment tajemniczej przeszłości wyspy.
- Moc ognia i światła. Wyposażeni jedynie w pochodnię, musimy wykorzystać moc ognia, światła i laserów, by poruszać się po świątyniach i rozwiązywać ich zagadki. W miarę postępów wyzwania stają się coraz bardziej złożone, wymagające uważnej obserwacji.
- Dwa tryby, dwa sposoby na dotarcie do prawdy. Eksplorując każdą świątynię, napotykamy dwa różne tryby: „Świat rzeczywisty” i „Płaszczyzna szaleństwa”. Rzeczywistość może być czasami zwodnicza: eksploracja obu będzie kluczowa w poszukiwaniu prawdy.
- Ciągłe nowe eksploracje i mechanika łamigłówek do opanowania. Każda świątynia prezentuje swoje własne, unikalne zagadki i niebezpieczne pułapki. Gdy podróż na wyspę św. Brendana będzie trwała w najlepsze, napotkamy więcej wyzwań, które obejmują nowe sposoby rozwiązywania łamigłówek.
Misja
W grze nie wcielimy się w postać umięśnionego superbohatera, ani w mężnego rycerza. Stajemy się niewielką, skromną postacią, która jest badaczem poszukującym prawdy ukrytej na wyspie oraz w legendzie jej towarzyszącej. Podczas podróży co jakiś czas pojawi się nasz notatnik, w którym będą zapisywać się odkryte pradawne malowidła, będące jednocześnie podpowiedziami dla kolejnych zagadek. Cały czas towarzyszy nam również pochodnia będąca lojalnym sprzymierzeńcem w walce z ciemnością i, tym samym, śmiercią. Wchodząc do poszczególnych ruin, musimy uważać na pułapki, które zastawili ich twórcy. Coś jak w piramidach w filmie Mumia. Zagadki rozwiązujemy wykorzystując świecące kamienie, rozmieszczone po całych planszach. Wystarczy, że zgaśnie pochodnia i wtedy rozpoczynamy grę od nowa, choć, też niekoniecznie.
Dwa światy
Gdy pochodnia zgaśnie, gra przerzuca nas do alternatywnego świata, w którym spotykamy Maxio. To jeden z dobrotliwych duchów z kanaryjskich legend. Staje się on przewodnikiem podróży, otwierając drzwi do Krainy Duchów. Tutaj łamigłówki są podobne do tych w rzeczywistym świecie, jednak ich forma jest inna. Wydawało mi się, że są chyba nawet nieco trudniejsze do rozwikłania, przez co kilkukrotnie rezygnowałam z kontynuacji rozgrywki. Choć wśród duchów brak przeszkód i wrogów widocznych w tym drugim świecie, to zachowują one pierwotny zamysł i ducha rozgrywki.
Guayota przez praktycznie same łamigłówki jest idealnym reprezentantem tego gatunku. Wiecie, ja się z łamigłówkami nie lubię i wolę się ścigać lub ścinać głowy, ewentualnie walczyć z bossami w Diablo IV. Nie ukrywam jednak, że patrzy się na produkcję całkiem przyjemnie, a i na konsoli Nintendo Switch radzi sobie bez większych problemów. Od czasu do czasu jedynie musiałam dłużej czekać na załadowanie się samej gry. Może jakaś mini-łatka to zniweluje.
Uczta dla fanów zagadek
Guayota jest wręcz nimi zapełniona po brzegi, a podpowiedzi musimy znaleźć sami. Sprytne oko i uważna głowa z całą pewnością się tutaj sprawdzą. Do tego nieskomplikowana grafika wyróżniająca najważniejsze elementy i mamy komplet. Tym bardziej, że stopień trudności rozgrywki wzrasta wraz z postępem w samej grze. Czy komuś, kto się z łamigłówkami nie lubi, to się podoba? Odpowiedź jest raczej oczywista, jednak nie zniechęciło mnie to do brnięcia dalej nad swój limit. Całe szczęście dla takich graczy jak ja, że pewne sekcje można pomijać i wymazać je z pamięci, jeśli okazują się zbyt skomplikowane. Korzystając z tej możliwości niestety pomijamy również mały kawałeczek układanki zawartych w historii. Ponoć istnieje kilka zakończeń. Ciekawe, kto poznał już je wszystkie.
Podsumowanie
Guayota to produkcja, która nie należy do najdłuższych. Całość, przy sprawnym rozwiązywaniu zagadek może zająć kilkanaście godzin. Nie wiem, czy jest to wystarczający czas dla gry na Switcha, gdzie większość produkcji można zakończyć w kilka wieczorów. Należy jednak przyznać, że graficznie, dźwiękowo i z zamysłem twórcy trafili w dziesiątkę, bo całość prezentuje się bardzo dobrze i gracze lubujący się w rozwiązywaniu łamigłówek będą usatysfakcjonowani. Zagadki są, historia również jest obecna, można się zrelaksować i trochę zapomnieć o trudach dnia codziennego.
Dziękujemy JF Games PR oraz Team Delusion za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Wsparcie w postaci wirtualnej kawy – czyli piątak na zachętę.
Dziękuję!