Rekrutacja – czy taki diabeł straszny?

Rekrutacja nie kojarzy nam się najlepiej. Stres, przesłuchiwanie przez rekrutera i ta niezręczna cisza po zadanym pytaniu… Chyba każdy z nas doświadczył tego choć raz, czy to podczas szukania pracy, a może by dostać się na wybrany kierunek na studiach. Co robić i czego unikać oraz anegdoty z procesu rekrutacji – o tym w kolejnym wydaniu redakcyjnych pogaduch.

W redakcji są zarówno weteranki rekrutacji, jak Patrycja, ale też podlotki jak Anka czy Tsumi. Mamy również doświadczonych rekruterów, między innymi Kamila i Ania, oraz początkujących – Patrycja. Dlatego chętnie podzielimy się swoimi przemyśleniami na temat tego, co już przeszłyśmy.

Nie wiem, nie znam się, ja tu tylko przepytuję

Czy rozmowa rekrutacyjna zawsze jest profesjonalna, czy tylko powinna taka być, a może to po prostu nic nie znaczące spotkanie, na które wyczekujemy, bo może zaważyć na naszej zawodowej karierze, a okazuje się, że jest jedną wielką pomyłką?

Nie brakuje nam przykładów tego, jak bardzo nieprofesjonalni okazują się rekruterzy. Patrycja wspomina rozmowę, podczas której na każde pytanie, które zadała, usłyszała „nie wiem”. Jak więc się dowiedzieć, kiedy i jak długo mamy pracować, czy w ogóle poznać zakres obowiązków, skoro osoba, która powinna takie odpowiedzi znać, wie tyle, że nic nie wie. Z kolei Ania z niesmakiem przytacza słowa, które usłyszała na temat swojego wieku („za stara”). Poza tym, za nietakt uważa porównywanie kwalifikacji z CV innych kandydatów przyniesionymi na rozmowę. Kamila ze śmiechem, wspomina czasy rekrutacji na studiach, gdy rozmowy, na stanowiska do prac dorywczych odbywały się na korytarzach centrów handlowych.

Stres stresem, ale nie zaliczamy wtop

W stresie bawisz się długopisem albo obgryzasz paznokcie? Na pewno nie wpływa to korzystnie na twój wizerunek. Im pewniej brzmimy na rozmowie (nawet jeżeli to tylko pozory), tym stajemy się bardziej wiarygodni dla rekrutera.

Jedną z bardziej abstrakcyjnych informacji jest ta, że istnieją osoby pełnoletnie (nawet po trzydziestce), które na rozmowy rekrutacyjne przychodzą z rodzicami. Na pewno w oczach potencjalnego pracodawcy nie wygląda to profesjonalnie i może wpłynąć na ocenę naszej samodzielności na stanowisku pracy.

Redakcja Cat5 jest za to odpowiedzialna i stara się wtop nie popełniać albo skutecznie każda z nas takowe z pamięci wyparła. A co jest najbardziej stresujące? #catskład jest zgodny. Sama rozmowa z rekruterem i fakt, że ma on na celu postawić nas w niekomfortowej sytuacji. Nikt nie czuje się swobodnie, gdy wie, że oceniany jest każdy jego ruch.

W spodniach czy w sukience?

Dochodzimy tu do bardzo ważnego aspektu. Oceniane jest nie tylko nasze zachowanie, ale i to jak wyglądamy. Dla Ani to największy stres. No bo powinno być porządnie, ale nie „zbyt”. Żadne tam dresy i klapki, na luzie, ale z klasą. Jak sama rekrutuje to nawet zakłada żakiet. Patrycja, mimo że zazwyczaj nosi spódnicę i szpilki, to przyznaje się do rekrutowania w jeansach, marynarce i czerwonych NewBalance’ach. Magda i Kamila lubią grzeczne sukienki, choć Kamila czasem stawia na wygodę i decyduje się na klasykę czyli spodnie i koszula. Tsumi kwituje to krótko: „No nie dresy, ale tak żeby było dobrze. Casual”. Dla Patrycji to oznacza koszulę, ale nie białą i jakieś spodnie. Najlepiej czarna i raczej nie jeansy. Ile osób w redakcji, tyle podejść do tematu. Co do jednego jesteśmy zgodne. Schludnie i z klasą!

Poszukiwania, oferty, listy motywacyjne…

Choć każda z nas pracuje w odmiennych miejscach, to jesteśmy zgodne w tym, gdzie pracy poszukujemy. Króluje internet, a na prowadzenie wysuwa się jeden portal – pracuj.pl, choć po piętach depcze mu LinkedIn. Magda przyznaje, że nie pomija też Facebooka, Patrycja chętnie przyjmuje rekomendacje znajomych, a Tsumi nie gardzi też OLX. Do buszowania po stronach firm przyznają się Magda i Kamila.

Gdy już znajdziemy oferty, weryfikujemy je. W tym momencie rodzi się lista rzeczy, które sprawiają, że szybko szukamy krzyżyka w prawym górnym rogu. Zbyt mało informacji o stanowisku i pracodawcy odstrasza Patrycję, a Magda rezygnuje z rekrutacji ukrytych, Kamila zaś ucieka przed absurdalnymi wymaganiami w stosunku do stanowiska. Ania ze śmiechem przyznaje, że zdarza się jej być leniwą i dlatego nie aplikuje.

Co jeszcze sprawia, że odrzucamy ofertę? Listy motywacyjne! Aż chce się powiedzieć „3 razy nie, dziękujemy!”. Tsumi twierdzi, że list to miejsce, w którym można naściemniać, a po co, skoro i tak zweryfikuje to rozmowa. Patrycja i Magda w trymiga zamykają ogłoszenie, a Ania traktuje to jak przymus, który nie ma najmniejszego sensu. Kamila zaś przyznaje, że napisała kilka listów, ale były one do miejsc, gdzie bardzo chciała pracować (i koniec końców, nigdy się jej to nie udało). Patrycja wskazuje jako wyjątek sytuację, gdy list motywacyjny jest miejscem, gdzie trzeba wykonać jakieś zadanie i się wykazać, poza tym nigdy ich nie pisze.

Tak, chcę!

Zdarzyło Wam się kiedyś zobaczyć ofertę pracy i bez chwili zastanowienia wykrzyknąć „Tak, chcę! Chcę tam pracować!”? Nawet jeśli nie, to na pewno dana oferta musi spełnić jakieś Wasze wymagania, aby w ogóle zainteresować się ogłoszeniem.

Patrycja sprawdza, czy ogłoszenia nie zamieściła firma Krzak z siedzibą w Pcimiu Dolnym, a Tsumi docenia, jeśli firma nie poszukuje osób młodych z dwudziestoletnim doświadczeniem (i ledwo skończoną szkołą średnią). Magda stawia na firmy, które zna i liczą się dla niej opinie (nie zwraca zaś uwagi na social media), a Kamili zdarza się kierować tym, co o firmie słyszała. Tylko Ania przyznaje, że często nie zna firm, do których aplikuje, bo chce poszerzać horyzonty.

Pracuję, aby moje koty miały godne życie

Jak to godne życie zapewnić, gdy w ogłoszeniach o pracę wynagrodzenie rzadko jest podane, a na rozmowie uznawane jest to za temat tabu? Wszystkie w redakcji jesteśmy zgodne, że jest to kwestia kluczowa dla pracownika i powinna być jawna od początku. Jeżeli oferta nie spełnia naszych oczekiwań to szkoda czasu naszego i rekrutera.

Najlepiej, by widełki były podane w ogłoszeniu lub temat wynagrodzenia był poruszony na pierwszej rozmowie. Patrycja mówi, że jako rekruter najpierw pytała potencjalnego pracownika o oczekiwania wobec zarobków, a później konfrontowała go z możliwościami firmy. Jest to chyba najczęściej spotykany scenariusz. Ania bierze byka za rogi i jeżeli temat na rozmowie nie wypłynie sam, to go porusza i nie odejdzie bez odpowiedzi. Patrycja przyznaje, że spotkała się z tym, że firma odmówiła jej podania nawet widełek potencjalnego wynagrodzenia do czasu zaakceptowania jej kandydatury na stanowisko. Taka postawa firm oburza, bo w końcu często szukamy pracy by poprawić swój standard życia, a bez wiedzy o zarobkach jest to niemożliwe.

Nie jestem idealna, ale się staram

Pewnie niejednemu z was zdarzyło się czytać ogłoszenie i żałować. Wymarzona praca, a tu jeden podpunkt z ogłoszenia nas dyskwalifikuje. Pozostaje pytanie: wysłać CV czy dać sobie spokój? Podejść jest wiele. Większość z nas jest asekuracyjna i stara się spełniać 80–90% wymagań. To, czego nie wiemy, przygotować chociaż zgrubnie, by na rozmowie wykazać się podstawową wiedzą. Mamy też jednak odważne dziewczyny w redakcji, jak Ania, która jak sama przyznaje często nie spełnia nawet mniejszości wymagań. „Uważam, że jeśli mogę się nauczyć, to do odważnych świat należy. Gdybym wybierała tylko oferty, w których spełniam wszystkie kryteria, nadal pracowałabym w muzeum.” Teraz jednak realizuje się jako IT Program Manager. Było więc warto!

Jedno CV – milion możliwości?

Pytanie prawie jak z Hamleta. Modyfikować CV pod daną ofertę czy nie marnować czasu i wysyłać generyczną cefałkę do każdej firmy? Choć krąży powszechnie znana opinia, że co stanowisko i aplikacja, to inne CV, my nie do końca postępujemy w myśl tej zasady. Ania i Patrycja modyfikują, by dopasować swoje kompetencje do oczekiwań firmy i uwypuklić swoje mocne strony, Kamila wprowadza tylko drobne zmiany, ale bazuje na pewnym schemacie, choć zdarzyło się jej stworzyć CV specjalnie na potrzeby danej rekrutacji. Magda i Patrycja dostosowują CV do branży, ale po sprecyzowaniu swoich oczekiwań co do poszukiwanych stanowisk, mają jedno sprawdzone, które aktualizują. Tsumi stawia na oryginalność i ma stworzone w nietypowy sposób słowne CV, które czeka na plan awaryjny, gdyby jej własna firma nie wypaliła. Oby nie było potrzebne…

Nie ma to jak na własnym…

Jest jeszcze takie wyjście: wolisz skarpetki w kotki i dres w pracy, nie lubisz, by ktoś przepytywał Cię z doświadczeń w pracy i nie chcesz walczyć o benefity? Freelanserka lub własna działalność gospodarcza – to też jest rozwiązanie, które poleca kilka technokotek.

A wy? Jakie są wasze doświadczenia, częściej rekrutujecie czy jesteście rektutowani?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *